środa, 10 kwietnia 2013

Polarnicy


Zawsze pasjonowały mnie wyprawy polarne. Jestem pełna podziwu dla ludzi, którzy w tak ekstremalnych warunkach pracowali z mniejszym lub większym powodzeniem osiągali sukcesy. Wśród wielu tych, którzy zaginęli nie osiągnąwszy zamierzonych celów jak najjaśniejsze gwiazdy błyszczą ci, którzy z powodzeniem zrealizowali swoje zamierzenia lub w porę zawrócili. Ci ostatni nie osiągnęli wprawdzie celu, ale uratowali życie swoje i współtowarzyszy. Dla kilku z nich mam niezmierny szacunek. 

Fridtjof Nansen to człowiek, który pragnął zdobyć biegun północny. W tym celu skonstruował statek "Fram" (Na przód). Konstrukcja statku zapewniała bezpieczną żeglugę po morzach polarnych, gdyż nie wmarzał on w krę lodową, tylko był wypychany przez nią do góry. W ten sposób uniknął losu wielu swoich poprzedników i nie został zmiażdżony przez napierające lody. 


Nansen był doświadczonym polarnikiem. Zanim postanowił zdobyć biegun północny dokonał przejścia  na nartach w poprzek Grenlandii. Ponieważ musiał zimować na wyspie zamieszkał w igloo wraz z tubylcami. 


Wyprawa polarna Nansena miała na celu wpłynięcie jak najdalej w przejście północno-wschodnie, a następnie po wmarznięciu "Frama" w lody arktyczne dryfowania wraz z nimi w kierunku bieguna. Wyprawa wyruszyła w roku 1893 i trwała trzy lata. Do bieguna zabrakło Nansenowi ok. 300 km. Nie osiągnął więc założonego celu, ale wykazał istnienie dryfu lodów arktycznych i przeprowadził liczne badania Morza Arktycznego. Dla celów swoich wypraw wymyślił sanie (do dziś zwane nansenowskimi) oraz butlę Nansena służącą do pobierania próbek wody z różnych głębokości morza i jednoczesnego pomiaru temperatury na różnych głębokościach stosując termometr odwracalny.

Sanie nansenowskie

Butla Nansena i termometr odwracalny.













Norwedzy nie zapomnieli o osiągnięciach swojego rodaka i nawet po odzyskaniu niepodległości, do czego też walnie się przyczynił proponowali mu tytuł królewski. Skromny naukowiec oczywiście  tytuł nie przyjął, ale zajął się zaraz problemem powrotu ogromnej rzeszy jeńców wojennych do swoich domów - wcześniej nawet Liga Narodów nie mogła sobie z tym problemem poradzić. Później organizował też dostawy żywności dla głodującej ludności Powołża mimo, że cały świat zachodni nie chciał słyszeć o pomaganiu mieszkańcom Związku Radzieckiego. W Oslo można dziś zwiedzać "Fram" w specjalnym muzeum. (opisałam je w poście poświęconym Norwegii)




Ernest Schackelton to drugi polarnik, który pobudza moją wyobraźnię, mimo że nie osiągnął zamierzonego celu. Był on członkiem wyprawy Scotta na statku "Discovery" w latach 1901-1902, ale nie cieszył się dobrą opinią u dowódcy wyprawy. Myślę, że dwie tak znaczące osobowości nie mogły zbyt długo ze sobą wytrzymać. W latach 1907-1909 Schackelton podjął wyprawę biegunową mającą na celu zdobycie bieguna południowego. 


Schackelton wraz z towarzyszami dotarł najdalej na południe (jak na tamte czasy) jednak bieguna nie osiągnął - zabrakło mu 180 km. Podjął bardzo trudną ale dojrzałą decyzję powrotu, gdy zorientował się, że albo pójdą dalej i nie wrócą, bo zabraknie im żywności, albo zawrócą nie osiągnąwszy celu, ale uratują życie. 
W roku 1914 Schackelton wyruszył na kolejną wyprawę mającą na celu strawersowanie Antarktydy w jej najwęższy miejscu.  Statek "Endurance", na którym wyruszyła wyprawa w Morzu Weddella wmarzł w lody antarktyki z powodu wyjątkowo wczesnej w 1915 roku zimy polarnej i został przez lody zmiażdżony. Uczestnicy wyprawy pod wodzą Schackeltona wyruszyli pieszo po lodzie i po długiej wędrówce, i żegludze w trzech szalupach ratunkowych  dotarli do Wyspy Słoniowej w archipelagu Szetlandów Południowych. 



Tam większość ludzi została, a Schackelton wraz z pięcioma towarzyszami w otwartej, małej łodzi wyruszył na najburzliwsze morza świata aby dotrzeć do odległej o 1200 mil wyspy Georgia Południowa. 

Zadziwiające jest to, że mimo licznych sztormów, niewielkich rozmiarów łodzi i wyspy żeglarzom udało się do niej dotrzeć. Trafili na nią mimo rozległych przestrzeni oceanicznych ale od bardzo niesprzyjającej strony. Południowe brzegi wyspy stanowi wysokie i strome pasmo górskie. Schackelton pozostawił na brzegu trzech najsłabszych towarzyszy i pozostałymi dwoma wyruszył na wędrówkę przez góry.Po trzydziestu sześciu godzinach marszu dotarli do wielorybniczej przystani Stromness. 



Georgia Południowa. To te góry musiał sforsować Schackelton.

Teraz rozpoczęła się akcja ratunkowa. Do końca 1916 roku wszyscy członkowie wyprawy zostali uratowani. Troska Schackeltona o życie współtowarzyszy i działania mające na celu ich uratowanie zasługują na najwyższy szacunek.
W 1921 roku Ernest Schackelton wyruszył na kolejną wyprawę antarktyczną. Tym razem celem wyprawy było opłynięcie kontynentu. Jednak Schackelton był pechowcem. Tym razem Przeszkodził mu atak serca. Zmarł w Grytviken na Georgii Południowej w wieku 47 lat w styczniu 1922 roku. NA tej wyspie został pochowany.


Roald Amundsen w przeciwieństwie do poprzedników znany jest z tego, że osiągnął zamierzone cele. 


W latach 1903-1906 dokonał jako pierwszy opłynięcia Ameryki pólnocnej tak zwanym przejściem północno-zachodnim. Dokonał tego na niewielkim stateczku o nazwie Gjoa. Zimował na lądzie, a lato polarne poświęcił na żeglugę.


Jacht, którym tego dokonał można oglądać na nabrzeżu Oslofiordu niedaleko muzeum "Frama".
Wcześniej, bo pod koniec XIX wieku Amundsen uczestniczył w wyprawie antarktycznej statku "Belgica"kierowanej przez Gerlache'a. W tej wyprawie uczestniczyło też dwóch Polaków - Henryk Arctowski i Antoni Dobrowolski. Uczestnicy tej wyprawy dokonali pierwszego trzynastomiesięcznego zimowania w Antarktyce.


Najbardziej znanym osiągnięciem Amundsena jest dotarcie do bieguna południowego i wygranie wyścigu z brytyjskim polarnikiem Scottem. Sukces Amundsena oparty był na solidnym przygotowaniu się do wyprawy i zastosowaniu odmiennych niż Scott rozwiązań logistycznych. Scott do transportu używał sani motorowych wymagających dużych ilości paliwa i kucyków, dla których musiał transportować duże ilości paszy o znacznej objętości.  Sanie dość szybko zawiodły, a kucyki nie wytrzymywały mrozów. Amundsen wykorzystał psie zaprzęgi i sanie nansenowskie. Dla psów zabrał zapas suszonej ryby i mięso fok. Ponadto Amundsen wcześniej przygotował składy żywności i na wyprawę wyruszył znacznie wcześniej niż Scott.


Wyprawa polarna Amundsena liczył pięciu członków i wszyscy cali i zdrowi wrócili do Norwegii po zdobyciu bieguna 1 grudnia 1911 roku.


Zupełnie inaczej wyglądała sprawa ze Scottem. Dotarł on do bieguna 17 stycznia 1912 roku. Już idąc do bieguna zdawał sobie sprawę, że ma niewielkie szanse na powodzenie wyprawy, że Amundsen będzie pierwszy, i że będzie miał problemy z powrotem. Jednak nie zawrócił i jego wyprawa skończyła się tragicznie. Ani on, ani jego towarzysze nie przeżyli drogi powrotnej.



Nie tylko pogoda była, przyczyną klęski Scotta. Przede wszystkim jego wyprawa wyruszyła zbyt późno, żeby zdążyć przed początkiem polarnej zimy, a jej dowódcy zabrakło odwagi żeby zawrócić nie osiągnąwszy celu. Zapomniał, że jest odpowiedzialny za ludzi, których zabrał ze sobą. Dlatego o ile wysoko cenię Amundsena, o tyle niskie mam mniemanie o Scotcie mimo, że jest on bardziej znany od tego pierwszego i w literaturze bardziej podkreśla się jego klęskę, niż sukces Norwega.
Amundsen był zdobywcą obu biegunów, choć na północnym nie stanął jako pierwszy. Dotarł do niego wspólnie z Umbero Nobile i LIncolnem Ellsworthem sterowcem "Norge" Dokonali tego w roku 1926. 

Roald Amundsen zaginął bez wieści, gdy w 1928 roku wyruszył z akcją ratunkową Nobilem, który zaginął podczas lotu sterowcem "Italia" . Nobilego udało się odnaleźć, a Amundsen zagiął. 


Oczywiście to nie są wszyscy polarnicy, których cenię i szanuję, ale  ci trzej są dla mnie wzorem badacza, odkrywcy i szefa wyprawy polarnej, dbającego nie tylko o efekty, ale także o jej uczestników.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz