piątek, 16 stycznia 2015

Polowanie na myszy

Jesienią całe wiele myszy chowa się przed zimnem do naszej piwnicy, a że dom jest dość stary i strop miejscami nieszczelny przedostają się do mieszkania. Nie przeszkadza im pojawiający się w kuchni kot. Ulubionym miejscem ich zerowania jest stolnica stojąca na jednej z szafek i oparta o ścinę. Tam kotka nie ma dostępu, a resztki mąki i ciasta to dobry pokarm. Ostatnio Basia z Łukaszem opracowali metodę łapania myszy na rękę. Zastawiają im możliwość ucieczki zza stolnicy z obu stron i po odchyleniu stolnicy mają mysz w garści. Problem potem, co zrobić z taką delikwentką, bo przy Hirku nie można jej zabić. Ostatnio pakują taką zdobycz do wielkiego słoja (z mniejszego mogłaby wyskoczyć) i wynoszą wraz z Hirkiem na dwór, z dala od domu. Nie jestem pewna, czy nie wracają one do domu, bo niewiele potrzeba czasu, by znów zaczęły skrobać po stolnicy.  Oto plon jednego z takich polowań. Basia postanowiła uwiecznić swoją zdobycz. Hirek z wielkim zainteresowaniem oglądał myszki i tylko dziwił się, że nie robią "Pi. pi", jak w bajce o myszce i ołówku. Myszki nie są brzydkie, szkoda tylko, ze potrafią narobić tyle szkody.



środa, 7 stycznia 2015

Ptasia stołówka

Znów przyszła zima i sikorki już od listopada dobijają się do okien. Nie ma innego wyjścia, tylko trzeba je dokarmiać i to bardzo intensywnie. Nie tylko sikorki bywają w przygotowanej dla ptaków stołówce. Rano nim w domu zacznie się ruch przylatuje dzięcioł i para sójek. Potem już całe chmary wróbli, sikorek i dzwońców. Czasami pojawia się rudzik i niczym nie skrępowany wybiera ziarenka rozsypane na ogródkowym stole. Podobnie, jak sikorki i wróble nie reaguje na ruch za oknem i nawet dał się sfotografować. Przez kilka dni starałam się uchwycić co ciekawsze okazy, ale nie wszystkie się dały. Te bardziej płochliwe uciekały na każdy ruch firanki. Tylko wróble i sikory nie przejmowały się tym, ze je podglądam. Niżej prezentuję efekty kilkudniowego czatowania na ptaki. Wszystkie zdjęcia robiłam przez okienną szybę, więc może nie są rewelacyjne, ale ptaki na nich są rozpoznawalne.







wtorek, 6 stycznia 2015

Choinka

Już od świąt noszę się z zamiarem napisania tego posta i zawsze znajduję jakąś wymówkę - a to zdjęcia trzeba było porobić, a to Hirek był w domu i trzeba było się nim zająć, a to zabrakło chęci do pisania. W końcu powiedziałam sobie dość lenistwa. Czas najwyższy coś napisać.
Każda choinka w moim życiu była inna. Gdy była dzieckiem najpierw choinkę ubierało starsze rodzeństwo, ale ja aktywnie uczestniczyłam w przygotowywaniu zabawek na choinkę. Mama wychodziła z założenia, że choinka jest dla nas i nasze nie zawsze efektowne robótki musiały się na niej znaleźć. Wtedy jeszcze na choince mocowało się świeczki w  specjalnych  lichtarzykach.  Było nastrojowo i pachniało nie tylko świerkiem, ale i paloną stearyną. Świeczki zapalało się tylko na krótki czas, pod opieką dorosłych i były to wyjątkowe momenty. Do dziś kołaczą się one w mojej pamięci, jak i pewien epizod wigilijny. Razem z Krystyną chciałyśmy wejść do dużego pokoju, a mama z Bożeną pilnowały drzwi i tłumaczyły nam, że podłoga jest jeszcze mokra i musimy poczekać. Gdy w końcu drzwi zostały otworzone naszym oczom ukazała się choinka w pełnej krasie z zapalonymi świeczkami, a po nią prezenty. Nie wiem ile miałam wtedy lat, ale jest to pierwszy epizod związany ze świętami w mojej pamięci.
Różne były mody na strojenie choinki, ale my nigdy się im nie poddawaliśmy. Dla mnie choinka, jako część tradycji musi mieć w sobie coś z jarmarcznego przepychu, dlatego zawsze ubieramy ją w różnokolorowe świecidełka z nadmiernym przepychem. Staramy się też nadal o wcześniejsze, własnoręczne  przygotowanie ozdób. Kiedyś robiłam to sama dla dzieci. Teraz wraz z Basią robiłyśmy ozdoby dla Hirka. I tak nasza choinka jest przystrojona mnóstwem bombek, koralikowymi łańcuchami i wykonanymi z papieru zabawkami przestawiającymi zwierzęta i postacie z bajek. Jest taka jak lubię czyli przystrojona, jak przysłowiowa choinka.
Nasza tegoroczna choinka w pełnej krasie.

Kangur wykonany przeze mnie.

Kot to też moje dzieło.

Lisa robiłam w ubiegłym roku.

Królewna to ubiegłoroczne dzieło Basi.

Kota w butach Basia robiła w tym roku.

I jeszcze raz kangur. Wzory do zabawek czerpiemy ze znakomitej książki "100 zabawek na choinkę" Haliny Kowalczyk, którą mamy w starym (mocno zdewastowanym) i nowym wydaniu. 
Gawrona kleiłam osobiście, po powieszeniu na choinkę musiałam reanimować mu ogon.

Pieska skleiła Basia. Czyż nie jest uroczy?

Jeszcze raz kot w butach, bo pięknie się prezentuje w czerwonym kapeluszu.

Sowa świdruje  choinkę wszystkowidzącym wzrokiem.
Kiedyś robienie zabawek na choinkę było bardziej pracochłonne, ze względu na niewielki wybór materiałów papierniczych. Dziś mamy do dyspozycji wielobarwny brystol, wycinanki samoprzylepne, kolorowe bloki rysunkowe, brokaty, piórka, koraliki, czyli wszystko czego dusza zapragnie. Nie trzeba już pracowicie kombinować jak ładnie wykonać poszczególne elementy, wystarczy dobrać odpowiedni materiał. Mamy cały karton zgromadzonych materiałów i gdy tylko widzimy w sklepie coś ciekawego uzupełniamy go niezależnie od pory roku. Część z nich Basia wykorzystuje na co dzień wykonując z Hirkiem różna praca. 
Jak widać na zdjęciach naszą choinkę stanowi sosna. Od wielu lat, z nielicznymi wyjątkami, wybieramy właśnie to drzewko, gdyż znacznie lepiej wytrzymuje w domu i nie gubi igieł, tak jak świerk. Także moda na rodzaje drzewek zmieniała się wielokrotnie, choć świerk jest najbardziej popularny. Kiedyś jeszcze gdy byłam dzieckiem mieliśmy w domu jodłę, którą Konrad przyniósł przez przypadek z lasu. Do dziś pamiętam jej piękno. Teraz można sobie kupić prawie każdy rodzaj drzewa iglastego, wszystko zależy od posiadanej kasy. Znam takich, co chcą imponować innym oryginalnością posiadanego drzewka nie zależnie od jego ceny. My preferujemy sosnę z czysto praktycznych względów.