Jesienią całe wiele myszy chowa się przed zimnem do naszej piwnicy, a że dom jest dość stary i strop miejscami nieszczelny przedostają się do mieszkania. Nie przeszkadza im pojawiający się w kuchni kot. Ulubionym miejscem ich zerowania jest stolnica stojąca na jednej z szafek i oparta o ścinę. Tam kotka nie ma dostępu, a resztki mąki i ciasta to dobry pokarm. Ostatnio Basia z Łukaszem opracowali metodę łapania myszy na rękę. Zastawiają im możliwość ucieczki zza stolnicy z obu stron i po odchyleniu stolnicy mają mysz w garści. Problem potem, co zrobić z taką delikwentką, bo przy Hirku nie można jej zabić. Ostatnio pakują taką zdobycz do wielkiego słoja (z mniejszego mogłaby wyskoczyć) i wynoszą wraz z Hirkiem na dwór, z dala od domu. Nie jestem pewna, czy nie wracają one do domu, bo niewiele potrzeba czasu, by znów zaczęły skrobać po stolnicy. Oto plon jednego z takich polowań. Basia postanowiła uwiecznić swoją zdobycz. Hirek z wielkim zainteresowaniem oglądał myszki i tylko dziwił się, że nie robią "Pi. pi", jak w bajce o myszce i ołówku. Myszki nie są brzydkie, szkoda tylko, ze potrafią narobić tyle szkody.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz