wtorek, 31 grudnia 2013

Szczęśliwego Nowego Roku

Wszystkim moim czytelnikom życzę wiele szczęścia i radości w nowym roku, spełnienia marzeń, dotrzymania noworocznych postanowień, dużo kasy i zdrowia.

Polacy wokół bieguna północnego - cd

Zainteresowanym wyjaśniam, że jacht Lady Dana 44 nie zdołał opłynąć bieguna dookoła ze względu na warunki panujące w Cieśninie Beringa, ale jako pierwszy polski jacht pokonał przejście północno-wschodnie, czyli połowę polarnego pasażu. 

Gratulacje dla dzielnych żegalarzy i życzenia dalszych sukcesów, są jak najbardziej wskazane. 

Mgły Avalonu

Marion Zimmer Bradley
"Mgły Avalonu"
Część pierwsza cyklu "Avalon". Sięgnęłam po nią by przybliżyć sobie świat króla Artura i rycerzy okrągłego stołu. Ponieważ czytałam e-booka, nie wiedziałm jak gruba jest ta książka. Dopiero gdy przeczytałam 30% procent zorientiwałam się, że jest to ok. 900 stron. W większści czyta się bardzo dobrze, choć trafiają się dłużyzny, zwłaszcza pod koniec książki. Wprost nie można doczekać się zakończenia. Książka podobała mi się przede wszystkim ze względu na wiele metafor ukrytych w fantazyjnym wątku. Przecież gninący we mgle Avalon, to nic innego jak odchodząca w przeszłość pod naporem chrześcijaństwa wiara druidyczna. Morgiana, kapłanka Wilkiej Bogini, to przecież ta sama Morgan czarownica, jaką widzą w niej chrześcijanie. Nawet Graal ma tu wymiar metaforyczny, gdyż jest naczyniem druidów przeniesionym do świata chrześcijan. Bradley świetnie opisuje styk starego kultu opartego, na wiedzy wielu pokoleń z chrześcijaństwem opartym na wierze. Wiele rzeczy w tej książce ma podwójny wymiar, podobnie jak Graal. Wyspa Avalon jest tą samą wyspą, na której wybudowano opactwo Glastonberry. Miecz Artura, jest mieczem druidów, ale walczy w sprawie chrześcijan, nawet sam Artur namaszczyony na króla w obrzędzie druidycznym odrzuca pod wpływem żony pogańskie korzenie i zostaje królem chrześcijańskim. Merlin to nie imię własne, ale tytuł ,Merlin Brytaniii, doradcy króla i najwyższego druida. To on właśnie mówi, że nie ważne, jak nazwiemy boga, ważne byśmy oddawali mu należną cześć. Książka prezentuje ciekawe spojrzenie na legendę o królu Arturze i myślę, że warto polecić ją każdemu miłośnikowie nie tylko fantsy, ale i historii. Wątek Lancelota jest kontrowersyjny, Galahad mało konkretny, a o Percivalu zaledwie się wspomina, jest za to wiele innych, barwnych postaci. Choć dużo czytania, naprawdę warto. Teraz czekają mnie dalsze części, ale dla relaksu wzięłam się za kryminał Miki Waltari, jak skończę napiszę parę słów.

wtorek, 24 grudnia 2013

WESOŁYCH ŚWIĄT


Wszystkim moim czytelnikom przesyłam serdeczne życzenie zdrowych i wesołych świąt, spokoinych dni, słońca na codzeień i uśmiechniętych twarzy wokół.

niedziela, 22 grudnia 2013

Śledź w porach

Udzielił mie się nastruj przedświątecznej krzątaniny, więc postnowiłam zaprezentować tradycyjną już u nas, a jednocześnie bardzoprostą do przyrządzenia potrawę.



Ja biorę dwa duże pory, 75 dag śledzi (kupuję takie w oleju), pieprz, zioła prowansalskie i olej. Pory kroję w półtalarki, śledzie w neduże kawałki i mieszam razem (zazwyczaj mieszam ręką ubraną w lateksową rękawiczkę, co pozwala na dokładne wymieszanie składników), dodaję pieprz i zioła prowansalskie do smaku, dolewam ok. pół szklanki oleju i mieszam dalej. Gdy składniki są już dokładnie wymieszane przekładam wszystko do słoika i odstawiam do lodówki. Po dwóch dniach potrawa jest już gotowa. Jej zaletą jest to, że podstawowe składniki doskonale neutralizują swoje typowe smaki i aromaty. Całość jest smaczna i nawet ci, co nie lubią śledzi nie będą zawiedzeni. W szczelnie zakręconym słoiku możne takie śledzie przechowywać kilka dni.


Zachęcam wszystkich parających się gotowaniem do korzystania z lateksowych rękawiczek. Potpatrzyłam to w kuchni Koziego Grodu, gdy tam pracowałam. Pozwala to na wykonywanie wielu czynności rękami bez obawy o zanieczyszczenie potraw, a i ręce są znacznie mniej narażone nie tylko na zabrudzenie, ale i na ochronę przed solą i innymi przyprawami. Ja używam rękawiczek do mieszania potram, do zagniatania ciast, do panierowania itp.

niedziela, 15 grudnia 2013

Refleksje kibica

Oglądałyśmy wczoraj z Basią w TV mecz Lechia Gdańsk - Górnik Zabrze. Od początku do końca mecz był bardzo interesujący. W pierwdzej połowie Lechia ostro nacierała na bramkę Górnika, w drugiej skutecznie broniła się przed naporem górnika. Mimo, że bezbramkowy mecz był ciekawy od pierwszej do ostatniej minuty i aż nie chciało się odchodzić od telewizora. Już dawno nie odlądałam równie ciekawego meczu.


Nie tak dawno chciałam pobejrzeć mecz naszej reprezentacji ze Słowacją. Pełna dobrych chęci zasiadłam żeby wytrwać do końca zasiadłam przed telewizorem i wytrzymałam piętnaście miunut. Wiało nudą. Brak zaangażowanie w grę naszych podobno najlepszych piłkarzy aż raził. I tu rodzi się refleksja - dlaczego zawodnicy świetnie grający w klubach (czasami nawet czołowych w świecie) w kadrze nie dają z siebie nic? Może kwestia finansowania kadrowiczów ma na to wpływ. Czy wygrają, czy nie i tak dostaną niezłe pieniądze. Ostatnio nawet prezes Boniek wypowiadał się na ten temat, w związu z ogłoszeniem PZPN-u, że za dostanie się do Euro 2016 zawodnicy dostaną 8 milionów, a za porażkę 3 bańki. Dlaczego w piłce nożnej nagradza się porażki. Po co więc zawodnicy mają się wysilać, narażać na kontuzje i niepotrzebnie męczyć, skoro i tak dostaną kasę. Trochę to tak, jak było w PRL-u - czy się stoi, czy się leży tysiąć złoty się należy. Tylko, że z komuną pożegnaliśmy się już dawno i obecni piłkarze raczej jej nie pamiętają. Przeżytek komunizmu zachował się w PZPN-nie. A reprezentacja Polski spada co raz niżej w rankingach FIFA, już nawet przysłowiowe Burkina-Faso, są wyżej od nas. Tylko tak dalej panowie prezesi, a zaliczymy ostatnie miejsce na liście. Będzie powód do gratulacji.

piątek, 6 grudnia 2013

"Ksawery"

"Ksawery" szaleje za oknem. Do dziś mieliśmy w Pomlewie silne wiatry, wichury, zawieje i śnieżyce, teraz mamy orkan o imieniu "ksawery". Niczym nie różni się on od poprzednich. Jest tak szmo nieprzyjemny. Strach wyjść z domu. Zawiewa śiegiem i "p... jak na Uralu". Wichura jak nie jedna poprzednia, ale tamte były bezimienne. Ktoś chyba pozazdrościł Florydzie i stwierdził, że my nie gorsi, nasze wiatry też moga mieć imię. Od środy media straszą nas czymś, co w naszej strefie klimatycznej o tej porze roku jest normą. Przecież wiatry na prełomie jesieni i zimy wiały zawsze, a dwunastka na Bałtyku też nie jest nowością. Chyba temat Ukrainy już na tyle spowszedniał, że trzeba było wymyślić coś nowego - sensacja musi być. Jak słuchałam wiadomości w południe, to miałam wrażenie, że wichura i śnieżyca w naszym kraju są tak sensacyjne jakbyśmy leżeli na równiku. Wiadomo, gdy wieje z taką prękością może pozrywać linie elektryczne i połamać drzewa, a nawet mogą zdarzyć się ofiary śmiertelne, ale tak jest co roku, czasami nawet kilkakrotnie. Nie widzę sensu w rozdmuchiwaniu tego wystarczająco nie miłego faktu do rozmiaróe wielkiego wydarzenia.

W padającym śniegu obraz wyszedł zamazany.

Efekt dodany przez google'a nie oddaje tego co jest w rzeczywistości, ale przyjemnie urozmaica fotkę.

Koty zareagowały na śnieżycę na dworze uparym siedzeniem w domu i szukaniem ciepłych miejsc do spania. Ziutka najpierw pospała trochę w wannie, a następnie wyłożyła sie na parapecie nagrzanym od spodu przez kaloryfer. Blacha zamieniła miejsce na parapecie na podłogę przy kaloryferze. Obie wysawiają na zewnątrz czubek nos i szybko cofają się do środka. Czyli pogoda, że nie tylko psa, ale i kota nie można wygonić na dwór. 

"Tylko mnie nie wykąpcie"

"To, co się dzieje za oknem zupełnie mnie nie interesuje"

"Tu mi ciepło, tu mi dobrze"

niedziela, 1 grudnia 2013

Kurt Wallander

 Hanning Mankell jest twórcą postaci Kurta Wallandera, znanego także telewidzom ze szwedzkiego serialu. Serial oglądałam ze dwa lata temu i bardzo mi się podobał, dlatego teraz sięgnęłam po książki. Pierwza z nich "Morderca bez twarzy" jest świetnie skonstruowanym kryminałem w dawnym dobrym stylu, gdzie najpierw popełniona zostaje zbrodnia, a potem detektyw z  'trudem i mozołem" dochodzi do rozwiązania  i ujmuje mordercę. Akcja książki jest watrka, bez dłużyzn, z kilkoma ciekawymi zwrotami i gdy czytelnikowi wydaje się, że już wie "kto zabił" okazuje się, że ślady prowadzą w zupełnie innym kierunku. Rozwiązanie jest zaskakujące i trudne do odgadnięcia, bo postacie morderców pojawiają się na samym końcu, gdy już staje się pewnym, że nikt inny tylko oni mogli popełnić zbrodnię. Urozmaiceniem akcji są problemy rodzinne i uczuciowe głównego bahatera, a sam Wallander jawi się jako człowiek niezbyt skomplikowany, uparcie poszukujący prawdy, także w życiu prywatnym. Żaden miłośnik kryminałów nie będzie rozczarowny, gdy przeczyta "Mordercę bez twarzy".

Ostatnio zajmowałam się wyszukiwaniem ciekawych książek na Kindle'a i zauważyłam, że wśród pisarzy skandynawskich jest wielu twórców kryminałów od MIki Waltariego począszy. Większość z nich ma bardzo dobre recenzje i wygląda obiecująco. Są wśród nich zarówno Szwedzi, Norwedzy, Duńczycy jak i Islandczycy czy Finowie. Sporo z ich twórczości mam już w bibliotece kalibry i jak przeczytam na pewno wspomnę o nich w tym blogu.