"Mgły Avalonu"
Część pierwsza cyklu "Avalon". Sięgnęłam po nią by przybliżyć sobie świat króla Artura i rycerzy okrągłego stołu. Ponieważ czytałam e-booka, nie wiedziałm jak gruba jest ta książka. Dopiero gdy przeczytałam 30% procent zorientiwałam się, że jest to ok. 900 stron. W większści czyta się bardzo dobrze, choć trafiają się dłużyzny, zwłaszcza pod koniec książki. Wprost nie można doczekać się zakończenia. Książka podobała mi się przede wszystkim ze względu na wiele metafor ukrytych w fantazyjnym wątku. Przecież gninący we mgle Avalon, to nic innego jak odchodząca w przeszłość pod naporem chrześcijaństwa wiara druidyczna. Morgiana, kapłanka Wilkiej Bogini, to przecież ta sama Morgan czarownica, jaką widzą w niej chrześcijanie. Nawet Graal ma tu wymiar metaforyczny, gdyż jest naczyniem druidów przeniesionym do świata chrześcijan. Bradley świetnie opisuje styk starego kultu opartego, na wiedzy wielu pokoleń z chrześcijaństwem opartym na wierze. Wiele rzeczy w tej książce ma podwójny wymiar, podobnie jak Graal. Wyspa Avalon jest tą samą wyspą, na której wybudowano opactwo Glastonberry. Miecz Artura, jest mieczem druidów, ale walczy w sprawie chrześcijan, nawet sam Artur namaszczyony na króla w obrzędzie druidycznym odrzuca pod wpływem żony pogańskie korzenie i zostaje królem chrześcijańskim. Merlin to nie imię własne, ale tytuł ,Merlin Brytaniii, doradcy króla i najwyższego druida. To on właśnie mówi, że nie ważne, jak nazwiemy boga, ważne byśmy oddawali mu należną cześć. Książka prezentuje ciekawe spojrzenie na legendę o królu Arturze i myślę, że warto polecić ją każdemu miłośnikowie nie tylko fantsy, ale i historii. Wątek Lancelota jest kontrowersyjny, Galahad mało konkretny, a o Percivalu zaledwie się wspomina, jest za to wiele innych, barwnych postaci. Choć dużo czytania, naprawdę warto. Teraz czekają mnie dalsze części, ale dla relaksu wzięłam się za kryminał Miki Waltari, jak skończę napiszę parę słów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz