wtorek, 25 lutego 2014

Słodkie wspomnienia

Gdy widzę w sklepie batonik Danusia, nie jestem w stanie mu się oprzeć. Wiąże się on z jednym z najwcześniejszych moich słodyczowych wspomnień. Nie wiem ile miałam lat, ale na pewno była bardzo mała. Przyjechała do nad babcia Bogusławska i przywiozła nam po czekoladce Danusia. Oczywiście nie mogliśmy zjeść od razu całej i trzeba było podzielić się nią z innymi, ale smak był cudowny i do dziś pozostał mi we wspomnieniach. A dziś wydaje mi się, że kupowany obecnie batonik o tej samej nazwie nie jest juz tak smaczny, jak ten w dzieciństwie. Podobnie jest ze smakiem pomarańczy. Gdy byłam dzieckiem owoce te były trudno dostępnym luksusem. Gdy udało się je kupić mama dzieliła jedną pomaranczę miedzy całą rodzinę. Drugą dzieliła dopiero następnego dnia. Ta jedna szósta pomarańczy miała niebiański smak. Gdy zaopatrzenie w ten południowe owoce poprawiło się i mozna było zjadać samemu cały owoc, nie smakował on tak jak wtedy. Podobnie dziś. Mimo, że ostatnio jest to najczęściej jadany przeze mnie owoc, nie ma on już tego smaku, co wtedy w dzieciństwie. Wtedy był to rarytas, dostępny tylko od święta. Dziś jest to codzienność. 
Jako typowy "pies na słodycze" często musiałam mieć coś słodkiego do przekąszenia. Nie zawsze tak było. W dzieciństwie nie mieliśmy nadmiaru słodyczy, bo tylko tato pracował na całą sześcioosobową rodzinę i były inne ważniejsze wydatki. Dziś z perspektywy wieku podziwiam mamę, że dała sobie z nami wszystkim radę, że potrafiła prawie z niczego zrobić dobry obiad i jeszcze dbała, o to by nie zabrakło na czasopisma czy książki. Sama czytała bardzo dużo i nas zachęcała do czytania od najwcześniejszych lat. Cudowny smak miały pieczone przez mamę drożdżówki z owocami i kruszonką, odświętne totry czy bożonarodzeniowe pierniki, na które ciasto mama zagniatała na miesiąc przed pieczeniem. Na podwórku wymienialiśmy się z innymi dziećmi domowymi wypiekami, ale te mamy zawsze były najlepsze.
Wiele z ówczesnych przysmaków wciąż jest dostępnych w sklepach, ale to już nie ten smak. Wtedy miały one samk wielkich okazji, dziś są codziennością. Ulubione przez babcię Kocie Języczki i dziś są do kupienia, ale nie smakują już tak jak kiedyś. Podobnie michałki, które wtedy były jak "niebo w gębię", dziś są za słodkie i za ciężkie. Trufle, które kiedyś kojarzyły się tylko ze smakiem rumowym dziś są dostępne w tylu smakach, że tracą już swój orginalny smak. Nawet zwykłe landrynki, które kiedyś były doskonały zajęciem dla języka podczas czytania książki czy oglądania meczu dziś są tylko twardymi szklakami o obrzydliwie słodkim smaku. Brak im różnorodności smaku w zależności od koloru. Nadal jednak tak samo smakują przesączone alkocholem Kukułki i orzechowe Raczki.
Wiele z dostępnych kiedyś słodyczy już dawno nie widziałam w sklepach. Z tych bardziej pospolitych były kiedyś np. grylażowe poduszeczki, czarne, jak węgiel cukierki anyżowe czy czekoladki Kliwia. Z tych bardziej odświętych już od dawna nie widziałam na sklepowych półkach batonów krymskich, o cudownie bakaliowym smaku i wedlowskiej czekolady deserowej o adekwatnej nazwie Jedyna, gdyż tylko ona jedyna miała tak wyborny smak - nie słodka i nie gorzka, dokładnie coś po środku. 
Oczywiście nie chcę powiedzieć, że kiedyś było lepiej, a słodycze mieły niepowtarzalny smak. Poprostu jako dziecko inaczej odbierałam smaki. Trudna dostępność do słodyczy powodowała, że  zwykłe Irysy czy Toffi smakowały jak największe rarytasy, a brak owoców egzotycznych stawiał pomaranicze niemalże na smakowym piedestale. Dziś wszystko jest dostępne w ogromnym wyborze, a moje gusta smakowe trochę wysubtelniały i nie zachwycałabym się już "cudownym smakiem landrynek", gdyż są tak słodkie, że aż mdło się robi na samą myśl. Niemniej z wieloma nazwami słodyczy wiążą się jakieś wspomnienia, przywołujące na myśł nie tylko smak, ale i towarzyszące mu okoliczności.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz