Rok temu narzekałam pod koniec lutego, że zima nie odpuszcza. W tym roku powinnam narzekać, zgodnie z polską naturą, że pod koniec lutego mamy wiosnę. Nie narzekam. Cieszę się, że w ciągu dnia świeci słońce, temperatura przekracza zero, a brak silnych wiatrów zachęca do spacerów. Wybrałam się dzisiaj do Eli po jajka. Niby niedługi spacer, bo raptem kilometr ulicą Wiejską, ale przyjemność duża. Wprawdzie zmarzły mi trochę uszy, bo nie wzięłam czapki. Wreszcie ruszyłam się z domu. Przedwiośnie już w pełni. Tylko miejscami leżą niewielkie płaty śniegu. Wprawdzie wszelkie bajorka są jeszcze zamarznięte, bo nocami trzyma mróz, ale wierzby wypuściły już bazie, a przebiśniegi zakwitły na trawniku. Ten ostatni jest wyjątkowo intensywnie zielony, jak na tę porę roku. Gdzieś w polu odzywały się żurawie, które wróciły już z zimowych wojaży. Lubię przedwiośnie. Nie zraża mnie barak kolorów, wszechobecne błoto i zmienność pogody. Jest to pora roku, która niesie nadzieję, że wkrótce będzie wiosna i wszystko znów powróci do życia. Coraz dłuższy dzień pozwala cieszyć się, z powracającego słońca i rezygnować z męczącego sztucznego oświetlenia w domu. Codziennie wypatruję krokusów na trawniku i czekam na bociany. Lubię patrzeć jak przyroda budzi się z zimowego snu i nasłuchiwać wiosennego świergotu sikorek. A oto kilka fotek z dzisiejszego spaceru. Starałam się nie uwieczniach na nich zabudowań, a tylko charakterystyczne cech przedwiośnia w najblizszym krajobrazie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz