czwartek, 26 września 2013

Zawijańce z serem

Coś musiałam wymyślić na obiad, bo schab, który Basia wyjęła wczoraj z zamrażarki okazał się piersiami z kurczaka. Szybko przejrzałam lodówkę i wymyśliłam "zawijańce z serem". Piersi z kurczaka podzieliłam w poprzek na dwie cieńsze części. Każdą z nich lekko rozbiłam tłuczkiem do mięsa, doprawiłam a oby stron mieszanką soli, pieprzu i ziół prowansalskich. Na tak przygotowane placki kładłam plaster szynki dojrzewającej (z borów) oraz słupek sera wędzonego i zwijałam ciasno w roladki. Tak przygotowane układałam w posmarowanym oliwą naczyniu żaroodpornym, a następnie wstawiłam na godzinę do piekarnika (ok. 200 stopni). Po upieczeniu podałam z ziemniakami i cząstkami świeżego ogórka. Wyszło całkiem nieźle. Można do tego dorobić np. sos ze świeżych grzybów i już będzie to danie dość wykwintne.


środa, 25 września 2013

Bremen

Z wielu miast, które odwiedziłam do tej pory Brema czyli, jak mówią Niemcy Bremen utkwiła mi w pamięci na dobre. W Bremen mieszka Ewa, więc odwiedziłam ją już dwa razy i na pewno jeszcze ją odwiedzę. Ewa mieszka na przedmieściach Bremen w niewielkiej miejscowości terytorialnie zaliczanej do miasta ale wyglądającej jak wieś. Wał nad Wezerą jest świetną ścieżką spacerową. Dominującym elementem krajobrazu są liczne wiatraki - współczesne, produkujące energię elektryczną. Wokół całego miasta jest ich niezliczona ilość.


Samo miasto wygląda trochę tak, jakby połączyć Gdańsk z Wrocławiem. Nie ma chyba w tym nic dziwnego, bo i w rozwoju tych polskich miast duży udział mieli Niemcy, a Gdańsk ponad to podobnie, jak i Bremen  był miastem hanzeatyckim.
Starówka w Bremen zadziwia mnogością wąskich uliczek, czasami tak wąskich, że dwoje ludzi z trudem może się wyminąć.


Przy uliczkach stoją piękne, zadbane kamieniczki często ozdobione świeżą zielenią i kwiatami.


Stały miejscem, odwiedzanym przez turystów jest rynek z pięknym ratuszem, gmachem katedry i pomnikami rycerzy w zbrojach. To miejsce przypomina Gdański Długi Targ.


Miejscem, które obowiązkowo musi zaliczyć każdy odwiedzający Bremen jest pomnik "muzykantów z Bremy" - bohaterów miejscowej legendy.


Poza najstarszą częścią miasta duże zainteresowania wzbudzają bulwary nad Wezerą i kanały w mieście przypominające wrocławską fosę otoczone pięknym parkiem z wieloma starymi drzewami. Jest jedno z piękniejszych miejsc spacerowych jakie widziałam.


Nie tak piękny, choć też uroczy jest park przy Park Hotelu,  zamknięty z jednej strony piękną budowlą stanowiącą chyba najstarszy hotel w Bremie.


Generalnie miasto tonie w zieleni, gdyż oprócz licznych parków jest wkoło niego dużo ogródków działkowych. Nawet w nowszych dzielnicach nie brakuje zieleńców i skwerów. Dzięki temu nabiera ono uroku i nie nuży oczu "kamienną" zabudową.


Na deptaku obowiązkowo należy się zatrzymać i zrobić sobie zdjęcie przy pasterzu ze świniami. Figurki są tak wygładzone przez turystów, że aż się świecą.
Zachęcam wszystkich do odwiedzenia Bremen. Sama też na pewno tam pojadę, bo bardzo podoba mi się to miasto, a i Ewę odwiedzę bardzo chętnie.








piątek, 20 września 2013

Pruszcz Gdański

Pruszcz nigdy nie należał do moich ulubionych miast, już choćby z tego względu, że jedyny dojazd to naszego powiatowego miasta bardzo długo możliwy był tylko przez Gdańsk, a więc "wstąpił do piekieł, po drodze mu było". 


Do Pruszcza musimy jeździć załatwiać różne sprawy urzędowe, a przez długi czas, gdy obowiązywała rejonizacja, tylko tam można było dostać się do lekarza specjalisty. Gdy nie ma się do dyspozycji samochodu podróż do Pruszcza zajmuje około dwóch godzin. Trzeba przesiadać się w Gdańsku. Przez długi czas centrum Pruszcza było po prostu brzydkie, a przy głównych ulicach straszyły jakieś rudery. Być może nawet zabytkowe, ale wymagające kapitalnego remontu.


Niedaleko centrum znajdowały się typowo socjalistyczne blokowiska. Nie były ani ładne , ani zbyt funkcjonalne. Kanał Raduni płynący przez miasto często wyglądał jak ściek i podobnie cuchnął, zwłaszcza latem.
Ostatnio wiele się zmieniło w mieście "in plus". Zabudowano pusty plac w centrum, odremontowano wiele starych budynków, zadbano o estetykę kanału, poprawiono stan ulic i chodników. Miasto prezentuje się dość ładnie o powstające wokół niego nowe osiedla budowane są z rozmachem i widać w nich jakąś koncepcję architektoniczną. 


Wybudowano faktorię rzymską, mającą przyciągać turystów i będącą miejscem wielu imprez dla mieszkańców. Jedynie wciąż straszą ruiny cukrowni, gdyż po zaprzestaniu produkcji, nie znalazł się chętny na jej zagospodarowanie.


Natomiast bardzo ładnie prezentują się gmachy Starostwa i Urzędu Miejskiego oraz kościoły. 



Miasto dużo zyskało w ostatnich latach, ale nadal go nie lubię, bo nadal nie można tam dojechać bez przesiadki, mimo że jest to nasze miasto powiatowe i wciąż załatwia się tam wiele spraw.

wtorek, 17 września 2013

Ciasto ze śliwkami

Moim ulubionym ciastem jest drożdżówka ze śliwkami i kruszonką. Jest to ciasto dość proste do przygotowania, choć wymaga trochę czasu, bo kilkakrotnie odstawia się je do wyrośnięcia. Na początku w głębokiej misce przygotowujemy rozczyn ze szklanki letniego mleka, szklanki mąki, łyżeczki cukru i 5 dag drożdży. Składniki należy dokładnie wymieszać, przykryć czystą ściereczką i odstawić do wyrośnięcia.  

Rozczyn podwoił swoją objętość.
Śliwki przygotowane.

Gdy rozczyn podwoi swoją objętość (w zależności od temperatury w pomieszczeniu trwa to od 0,5 do 1 godziny) dodajemy do niego 2 szklanki mąki, 3/4 szklanki cukru, 5 jajek (można dodać same żółtka, wtedy ciasto jest bardziej pulchne), cukier waniliowy (nie koniecznie) i dokładnie mieszamy do uzyskania jednolitej masy. Następnie dolewamy 0,5 szklanki oleju i mieszamy aż tłuszcz wchłonie się całkowicie (w wersji wykwintnej może to być 0,5 kostki rozpuszczonego masła). Tak przygotowane ciasto odstawiamy do wyrośnięcia przykryte ściereczką. Znów musi podwoić swoją objętość. Gdy ciasto wyrośnie wykładamy je na wysmarowaną tłuszczem i wysypaną bułką tartą blachę i odstawiamy do wyrośnięcia. W tym czasie z 0,5 szklanki cukru, 1 szklanki mąki i 0,5 szklanki oleju (może być 0,5 kostki rozpuszczonego masła) przygotowujemy kruszonkę. Musi ona być dość gęsta, żeby można było rozkruszyć ją w rękach.

Tak powinna wyglądać kruszonka, przed wyłożeniem na ciasto.

 Na powierzchni ciasta równomierni układamy 1 - 1,5 kg wypestkowanych śliwek (najlepsze są węgierki),  posypujemy kruszonką i odstawiamy do wyrośnięcia pod ściereczką. 

Śliwki układamy gęsto
i posypujemy kruszonką.

 W tym czasie nagrzewamy piekarnik do ok. 200 stopni. Pieczemy ok. godziny. Przed wyjęciem można patykiem do szaszłyków nakłuć w celu sprawdzenia czy jest upieczone. Odstawiamy ciasto do wystudzenia - najlepiej na ażurowej podstawce.

Ciasto już upieczone, jeszcze tylko musi wystygnąć.

 Następnie wyciągamy z blachy, kroimy w kwadraty i możemy się delektować jego wspaniałym smakiem.

Smacznego

Według tego przepisu można przygotować także drożdżowe ciasto z innymi owocami, ale to ze śliwkami jest najlepsze. 

Gdynia

Ze wszystkich części Trójmiasta zawsze najbardziej lubiłam Gdynię. Miasto nowe, wybudowane z rozmachem, otwarte na morze i  żyjące z morza - prawdziwe miasto portowe. W Gdyni najbardziej wyczuwało się, że jest oknem na świat. 


W Gdyni mieliśmy większość zajęć, bo właśnie tam znajdował się główny budynek wydziału Biologii i Nauk o Ziemi  Wysiadaliśmy na Wzgórzu Nowotki (dziś św. Maksymiliana) i przez skwer obok Urzędu Miasta wychodziliśmy na ul. Czołgistów (dziś Piłsudskiego), gdzie mieliśmy zajęcia. Czteropiętrowy budynek nie wyróżniał się niczym szczególnym, ale zawsze wspominam go z sentymentem.


Nasza mała grupka z roku była ze sobą dość blisko związana i często na zajęcia jeździliśmy grupowo - przynajmniej ci, którzy mieszkali w akademiku. Na drugim roku w tym gmachu na ostatnim piętrze mieliśmy zajęcia z filozofii, na które wykładowca dość często się spóźniał. Gdy mijało 15 minut zjeżdżaliśmy windą na dól, żeby nie spotkać przypadkiem biegnącego po schodach pana, i szliśmy do Danki na brydża. Danka mieszkała w pięknym miejscu, na szczycie Kamiennej Góry w domu, którego okien był widok na zatokę.


Najpiękniejszym miejscem w Gdyni był dla mnie zawsze Skwer Kościuszki z przynależnym do niego Basenem Jachtowym. Tam najbardziej lubiłam chodzić na spacery, podziwiać jachty i marzyć o dalekich podróżach. 


O każdej porze roku wyglądał on inaczej. Latem pełen jachtów i różnobarwnego tłumu żeglarzy i oglądaczy. Jesienią z pustoszejącymi powoli pirsami i jachtami wyciągniętymi na brzeg. Zimą z oblodzonymi falochronami i w czasie wiosennych sztormów z przelewającymi się przez nie falami. zawsze jednak był piękny w swej zamkniętej formie.


Przy skwerze często cumowały też różne jednostki, oprócz "Błyskawicy" i później "Daru Pomorza". Można się było napatrzeć. Kiedyś zacumowały obok siebie "Dar Pomorza" i "Dar Młodzieży" - oba piękne,  żaglowce z imponującymi masztami i zgrabnymi kadłubami (patrząc na takie żaglowce można zrozumieć dlaczego angielscy żeglarze mówili o nich She - ona, a nie It - to).



Na Skwerze stał budynek Wyższej Szkoły Morskiej (dziś Akademia Morska) - tam chodziliśmy na zajęcia z nawigacji. Były to ciekawe zajęcia, choć wiele z tego, o czym się uczyliśmy dziś w czasach GPS-ów jest nieaktualne. Jednakże wiedza o tradycyjnych metodach nawigacji z sekstansem i o zliczeniówce zawsze jest ponad czasowa - a i tego nas uczyli. Na tych zajęciach Dorota wyznaczała trasę z Gdyni do Trondheim po linii prostej, a ja pomiędzy wyspami Morza Egejskiego  wyznaczałam trasę turystyczną.


Za Szkołą Morską w stronę morza stał budynek MIR-u, a w nim znajdowało się Akwarium Morskie. Tam zawsze należało zaprowadzić gości. Niezmiernie ciekawie prezentowała się wystawa zwierząt morskich, zarówno żywych w akwariach, jak i ich modeli, skorup i szkieletów. Uwieńczeniem zwiedzania Akwarium była duża przestrzenna mapa Morza Bałtyckiego, dająca pojęcie o ukształtowaniu jego dna. 



Niedaleko Skweru na ulicy Waszyngtona znajdował się budynek IMiGW, tam mieliśmy zajęcia z meteorologii i metrologii. Lubiłam zajęcia w tym gmachu, pięknie prezentującym się zarówno z zewnątrz, jak i w środku. 


Ze Skweru można było rozpocząć spacer w kierunku Orłowa Bulwarem Nadmorskim, potem plażą i pod klifem. Piękna przechadzka od w pełni "ucywilizowanego" Bulwaru, po dziki, niszczony falami przyboju klif. Od dzieła ludzkich rą po dzieło natury - jedno i drugi piękne, jedno i drugi imponujące.




















Ulice Gdyni zawsze były ruchliwe ale tłum przelewający się po nich często był wielojęzyczny, co w tamtych czasach (lata siedemdziesiąte) nie było zbyt powszechne w innych miastach, nawet w Trójmieście. 

sobota, 14 września 2013

Pałac rodu Hochberg von Pless w Pszczynie.


Do  Pszczyny wybrałyśmy się z Bożeną i Krystyną w niedzielę. Pogoda dopisała - był piękny, słoneczny dzień. Przejazd z Blachowni zajął nam trochę więcej niż godzinę i mogłyśmy wyruszyć na zwiedzanie pałacu. Ścieżką przez park doszłyśmy do jednej z bocznych fasad - sądząc po cieniu drzew, południowej zwieńczonej oknem wykuszowym w obramowaniu kamiennych rzeźb.



Po tarasie przeszłyśmy w kierunku głównego wejścia i pięknych, starych dębów ocieniających podjazd. Spod dębów rozciągał się wspaniały widok na wejście główne i ogromne okna najbardziej reprezentacyjne sali pałacu.


Zwiedzanie pałacu zaczyn się od sieni głównej wyłożonej drewnianą kostką, która miała tłumić odgłosy zajeżdżających pojazdów.


Zwiedzanie pałacu to czterogodzinna wędrówka po komnatach, różnych wystawach i zbrojowni. Pałac jest piękny, utrzymany w stylu z czasów księżnej Daisy i budzący zachwyt wieloma elementami dekoracyjnymi, umeblowaniem, kryształowymi żyrandolami, bogato zdobionymi piecami i kominkami. Opisy poszczególnych sal, krok po kroku są w większości przewodników, dlatego ja zajmę się prezentowaniem tych szczegółów, które najbardziej utkwiły mi w pamięci.
Zacznę od ornamentyki i stiuków, bardzo bogatych i pięknie dopasowanych do poszczególnych pomieszczeń.





Jest część ramy lustra o powierzchni 14 metrów kwadratowych, znajdującego się w sali lustrzanej czyli reprezentacyjnej jadalni.



Takie stiukowe rośliny zdobią sklepienie sieni głównej.
Klatki schodowe i korytarze są zróżnicowane w zależności od piętra, oczywiście najbardziej bogato zdobione są te na parterze i pierwszym piętrze.











Przedpokój przed apartamentami cesarskimi był jednocześnie poczekalnią dla interesantów i adiutantów.
Komnaty też różnią się znacznie w zależności od przeznaczenia i zajmujących je osób. Te, które zajmowała księżna Daisy mają bardzo kobiecy charakter. Komnata cesarzowej jest dostojna, ale ciepła w wystroju. Apartamenty księcia Hansa Heinricha są typowo męskie, z licznymi trofeami myśliwskimi, jak na Wielkiego Łowczego Cesarstwa przystało. Apartament cesarza wskazuje wyraźnie, że było to miejsce pracy i odpoczynku człowieka, który ma władzę.  Pokoje gościnne pozbawione są indywidualności, choć też piękne. Salony i biblioteka mają wyraźnie rekreacyjny charakter. Jedyna prezentowana w pałacu łazienka ukazuje nowoczesne jak na ówczesne czasy wyposażenie.





















Wszystkie pokoje i apartamenty wyposażone są w piękne, stylowe meble dobrane tak, że współgrają z charakterem i przeznaczeniem pomieszczeń.




























Podobnie, jak na zdjęciu poniżej, jest to stolik zdobiony miniaturami.


Pomieszczenia oświetlały piękne żyrandole, latarnie, kandelabry i lampy. 










Ta latarnie zdobi hall główny pałacu.
Pomieszczenia niezależnie od ogrzewania nadmuchowego na parterze i I piętrze wyposażone są w piece lub kominki stanowiące ciekawe elementy ozdobne.












Rzeźby zdobiące ten kominek w apartamencie cesarskim wykonane są z drzewa bukszpanowego.


Liczne rzeźby, bibeloty, wazy, donice i przedmioty codziennego użytku są uzupełnieniem wystroju pałacu. Wiele z nich książę Hans Heinrich kupował osobiście w Paryżu. Jak przystało na pałac Wielkiego Łowczego znaczącym elementem wystroju są trofea myśliwskie i broń.




















Broń eksponowana jest też w zbrojowni w piwnicach pałacu, do której schodzi się kręconymi schodami w wąskiej klatce schodowej.







W jednej z sal prezentowane są sprzęty gospodarstwa domowego z epoki. Niezmiernie ciekawe. Pierwszy raz oglądałam takie "przedpotopowe" urządzenia ułatwiające pracę, co w tak wielkim pałacu miało niebanalne znaczenie.

Piecyk żeliwny i urządzenie do ćwiczeń. 

W głębi młynek do kawy.

Pralka

Maglownica

Odkurzacz
A na koniec coś dla miłośników motoryzacji i nie tylko. Ciekawe, kto  wie jaki to model?


Z pałacu wychodzi się na taras, z którego rozciąga się piękny widok na park w stylu angielskim. Na spacer po parku zabrakło nam czasu, ale mam nadzieję, że kiedyś to nadrobimy.

Od strony parku pałac też prezentuje się imponująco. Wejścia na taras strzegą kamienne lwy.

I jeszcze kilka zdjęć z rynku w Pszczynie nie tylko pałac bowiem jest w tym miasteczku ładny.






Brama do części gospodarczej pałacu też przedstawia, wart zobaczenia obiekt.