Dziś wybrałam się na dłuższy spacer z Pomlewa do Pomlewa przez Przywidz. Na leśnej drodze spotkałam ładną gąsienicę i wyniosły kwiat dzikiej naparstnicy.
Na kwitnących ostach żerował trzmiel niezbyt powszechnego gatunku.
Leśną drogą doszłam do Jeziora Przywidzkiego, a następnie wzdłuż brzegu do Przywidza. Droga prowadzi niby nad jeziorem, ale bardziej w lesie i tylko między drzewami z lewej strony połyskuje tafla wody.
Po prawej stronie w kilku miejscach występują mokradła niemal jak w Luizjanie. Teraz latem charakterystyczne są kwitnące na nich kosaćce.
W połowie drogi minęłam niezwykle ciekawe pokręcone drzewo - buk.
Dobre zejście na brzeg jeziora jest dopiero na wysokości wyspy, na której jest rezerwat krajobrazowy.
Dopiero przed samym Przywidzem spotkałam ludzi - grupę młodzieży z opiekunem na spacerze wokół jeziora. Widok na jezioro też znacznie się rozszerzył i można było popatrzeć na drugi brzeg.
W Przywidzu załatwiłam kilka spraw i ulicą Uhlenberga koło leśniczówki ruszyłam w stronę Pomlewa. Droga na początku pokrywa się ze ścieżką edukacją wytyczoną tu przez Nadleśnictwo i Gminę. Na początku prowadzi przez las i tylko w kilku miejscach rozciąga się z niej widok na wzgórza otaczające Przywidz.
Przy drodze mija się ogromną lipę - średnica owalnego pnia wynosi około 1,5 metra w najszerszym miejscu. Nic więc dziwnego, że w tym miejscu na ścieżce edukacyjnej przewidziany jest przystanek.
W lesie aż roi się od różnych owadów - much i komary to uciążliwi towarzysze wędrówki ale oprócz nich na drodze spotyka się mrówki i żuczki gnojarki.
Są bardzo ładne w swych połyskujących metalicznie granatowych pancerzykach.
Po wyjściu z lasu byłam już w Pomlewie, choć do domu miałam jeszcze daleko. W pierwszym Pomlewie wykluły się już młode bociany i nieśmiało wyglądały z gniazda, a na wiejskim stawie dumnie paradowała para kaczek.
Kaczki rozprzestrzeniły się licznie na pobliskich stawach. Myślę, że czują się tu dość bezpiecznie, bo nawet specjalnie nie uciekają. Dominują kaczory - kaczki pewnie siedzą jeszcze na gniazdach.
Idąc ulicą Wiejską minęłam niezwykle kolorową łąkę - mlecze i koniczyna utworzyły piękny, kolorowy kobierzec.
Do domu dotarłam po ponad trzech godzinach wędrówki. Byłam zmęczona ale i zadowolona, że bez żadnych problemów przeszłam wyznaczony sobie dystans. Myślę, że łącznie zrobiłam ok. 10 kilometrów. Wrażeń estetycznych miałam co niemiara, a zdjęcia oddają tylko ich część. Pogoda mi dopisała, bo choć słonecznie nie było zbyt gorąco, a chłodny wiatr chronił przed przegrzaniem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz