środa, 31 grudnia 2014

Szczęśliwego Nowego Roku!!!

Daj ludziom dary!
Idź już, Nowy Roku!
Tak mówi Rok Stary
 i znika z łzą w oku.

W tym Nowym Roku
Niech wam szczęście towarzyszy
jak cień wiosenny...
czy w noc ciemną, czy dzień jasny!

środa, 17 grudnia 2014

Na marginesie informacji na Facebook'u



Zawsze gdy ktoś chce przekonać mnie o rzetelności takich pism, jak Fakt czy Super Expres przypomina mi się suchar sprzed lat o Radio Erewań. 
"Radio Erewań podało, że w Moskwie na ulicy Sadowej Iwanowi Iwanowiczowi ukradziono samochód. Po kolejnych sprostowaniach okazuje się, że nie na ulicy Sadowej, tylko Puszkina, nie w Moskwie lecz w Smoleńsku, nie samochód tylko rower i nie Iwanowi Iwanowiczowi lecz Iwan Iwanowicz."
Ostatnio znowu miała okazję przypomnieć sobie ten kawał w związku z wpisami na Facebook'u znanej mi, niegłupiej dziewczyny, na temat szczepienia dzieci. Ona nie szczepi i jako argument podaje link (http://www.se.pl/wydarzenia/kraj/4-miesieczna-zuzia-zmarla-na-ciezka-chorobe-serca-zabila-ja-szczepionka_487110.html) do artykułu z Super Ekspresu. Jak to zwykle w tego typu gazetach - wielki tytuł, szokujące zdjęcie i niewiele treści. Gazeta cytuje tylko wypowiedź matki, która twierdzi, że przyczyną śmierci dziecka było szczepienie. Brak opinii fachowców zarówna za, jak i przeciw postawionej przez matkę tezie.  Jestem laikiem i  o szczepieniach wiem tyle, co przeczytam w prasie czy literaturze. Daleka jestem od twierdzenia, że szczepionki są obojętne dla organizmu, ale wiem, że przynoszą znacznie więcej korzyści niż szkody. Przy milionach szczepionych dzieci i ludzi dorosłych przypadki powikłań poszczepienych stanowią niewielki odsetek. Jednocześnie szczepienia chronią dzieci przed poważnymi chorobami, czasami wręcz śmiertelnymi lub znacznie łagodzą ich skutki. W wielu krajach matki byłyby szczęśliwe mogąc zaszczepić swoje dzieci, by były bezpieczne ale nie mają takiej możliwości, tymczasem w krajach o dość wysokim poziomie życia matki lekceważą zagrożenie i odmawiają dzieciom względnej ochrony przed chorobami. Życzę im, by ich dzieci nie zetknęły się z gruźlicą czy odrą, bo nie mając odporności na te choroby nie tylko same zachorują, ale i stanowią potencjalne niebezpieczeństwo dla innych dzieci, z którymi przebywają w przedszkolu czy szkole. W razie choroby będą zarażać. Dzięki szczepieniom udało się wyeliminować na świecie czarną ospę siejącą śmiertelne żniwo jeszcze w połowie XX wieku. Także dzięki szczepieniom znacznie zminimalizowano skutki wielu innych niebezpiecznych dla ludzi chorób, jak choćby polio, odra, szkarlatyna, gruźlica... Nie można nie doceniać znaczenia szczepień ochronnych dla zdrowia całej populacji. Jeżeli zdarzają się powikłania, to są one najczęściej wynikiem utajnionej w organizmie choroby lub osłabienia. A takie artykuły, jak ten w Super Ekspresie przynoszą więcej szkody niż pożytku.

Drugim elementem kształtującym mój daleko posunięty krytycyzm jest doskonała powieść napisana w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku przez niemieckiego pisarz  Heinricha Bölla "Utracona  cześć Katarzyny Blum" opowiadająca o tym, jak nierzetelne i nastawione na tanią sensację dziennikarstwo może zniszczyć człowiekowi życie. We wstępie autor napisał: 
"Osoby i akcja niniejszego opowiadania są całkowicie zmyślone. Jeśliby natomiast przedstawione w nim pewne praktyki dziennikarskie przypominały praktyki gazety Bild, nie jest to ani zamierzone, ani przypadkowe, lecz nieuniknione."
Książkę francuski Le Monde zaliczył do 100 najlepszych powieści XX wieku. Tym zaczytanym w tabloidach polecam tą lekturę. Może po niej staną się mniej ufni w to, co czytają i zaczną myśleć.

poniedziałek, 15 grudnia 2014

Nowe szaty króla

Hirek w przedszkolnych jasełkach dostał rolę króla (jednego z trzech). Oczywiście o przebraniu dziecka muszą pomyśleć rodzice, a więc u nas za uszycie królewskich szat została odpowiedzialna babcia. Wykorzystałam starą sukienkę Zosi i resztki czerwonego materiału i wymyśliłam, jak ma wyglądać królewski strój. Potem długo trudziłam się nad przygotowaniem wykroju i gdy był już gotowy przystąpiłam do krojenie i szycia. Całą niedzielę poświęciłam temu zadaniu. Dobrze, że fachowiec naprawił mi maszynę do szycia i nie musiałam tego robić ręcznie. Efekt końcowy prezentuję na zdjęciach. 




Takie szycie lubię. Nie miałam gotowego wykroju. Sama musiałam zaprojektować i uszyć całość, i chyba się udało, mimo że nie znam podstaw kroju. Z szyciem jest już lepiej, bo przez lata nabrałam doświadczenia i choć nie szyję zbyt często, to jednak coś w pamięci zostało. Lubię realizować własne projekty, choć wymaga to ode mnie dużo pracy. A jeżeli efekt końcowy podoba się innym, to jest to dla mnie duża satysfakcja.

środa, 10 grudnia 2014

Nad Motławą

Wczoraj miałam do załatwienia sprawę w NFZ-ecie, a że stamtąd już "rzut beretem" nad Motławę, więc postanowiłam pospacerować trochę. Dzień był piękny, słoneczny, zachęcający do spacerów. Tym razem wzięłam ze sobą do Gdańska aparat, więc mogłam zrobić kilka fotek, aby zaprezentować to, co najbardziej mi się podobało. Zadziwiająca jest metamorfoza prawego brzegu Motławy. Gdy studiowałam w Gdańsku w latach siedemdziesiątych i jeszcze wiele lat później straszyły na nim ruiny. Dziś jest to jeden z piękniejszych zakątków Gdańska - piękny gmach filharmonii na Ołowiance, obok stylowy hotel i zabudowania muzeum morskiego, nowa marina przyciąga wzrok do zacumowanych pięknych  jachtów, Wyspa Spichrzów  wreszcie  udostępniona do spacerów z zachowanymi i zakonserwowanymi  częściami  murów  starych,  zabytkowych  spichlerzy.  Wszystko   to, z lewego brzegu rzeki, stanowi bardzo miły dla oka widok i na pewno zachęca do przejścia na drugą stronę. Już planuję następny spacer na Wyspę Spichrzów i do mariny. Nie tylko Stare Miasto przyciąga zwiedzających, także uliczki za Zieloną Bramą i mostem na Motławie stanowią ciekawostkę godną uwagi, każdego miłośnika Gdańska. Wczoraj nie miałam czasu na dalsze spacery, dlatego przez Długi Targ i ulicę Długą wyszłam na Bożonarodzeniowy Jarmark by kupić parę prezentów i poprzez ulicę Rajską już prawie biegiem doszłam do tunelu i dworca PKS. Na taki dłuższy spacer muszę wybrać się wcześniej - może uda mi się do w lutym, gdy pojadę do lekarza. A oto kilka fotek z wczorajszego spaceru:

 Z gmachu Filharmonii Bałtyckiej słychać było kolędy w wykonaniu chóru.

Stylowy hotel i zabudowania Muzeum Morskiego obok cumujący statek-muzeum MS "Sołdek"

Żuraw - symbol starego Gdańska.

Mimo, że to grudzień w marinie wciąż cumują jachty. Ten jest niezwykle piękny.

Rzut oka na najpiękniejszą uliczkę Gdańska - Mariacką, zamkniętą monumentalną bryłą Kościoła Mariackiego.

Wbrew nazwie od strony Motławy Zielona Brama jest czerwona.

O tej porze roku na Długim Targu jest pustawo i spokojnie. Brak tłumu turystów.

Choinka przed ratuszem imponuje nie tylko złocistym przybraniem, ale i wielkością.

A Neptun jak zwykle bez zmian, stoi przed Dworem Artusa.

Piękne schody i portal  ratusza zdobi kartusz z herbem miasta.

czwartek, 4 grudnia 2014

Barbara

Dziś Barbórka i od razu przypomniałam sobie wszystkie Basie, które przewijały się wokół mnie. Najpierw przyjaciółka z dzieciństwa Basia Socha ze śmiesznymi warkoczykami, która mówiła do mnie Jołasia i nawet tak pisała moje imię. Wiele wesołych chwil spędziłyśmy razem, ale nasze drogi rozeszły się gdy Basia zaczęła uczyć się w szkole zawodowej we Wrocławiu. Potem była Basia na studiach. Cztery lata mieszkałyśmy w jednym pokoju w akademiku, gdy przypominam sobie, jaka byłam wtedy, to myślę, że Basia miała do mnie anielską cierpliwość. Bardzo lubiłam też siostrę Andrzeja, mojego szwagra - oczywiście też Basię. Moja córka nie mogła mieć innego imienia, żeby nie zabrakło Basi koło mnie. W szkole też pracowałam z kilkoma Basiami, które mniej lub bardziej lubiłam, ale najbardziej Basię Samaruk. Oczywiście widuję czasami każdą z nich, tylko co raz mniej czasu mamy na pogawędki. 


Basie, Barbórki, Baszki i Basieńki znane i nie znane, czytające tego posta w dniu dzisiejszym składam serdeczne życzenia zdrowia, sukcesów nie tylko w życiu zawodowym, ale i osobistym, spełnienia marzeń i samych uśmiechniętych twarzy wokół oraz przekazuję Wam, na początku zimy, te wiosenne bukiety. Sto lat!!!

środa, 3 grudnia 2014

Jesienny spacer

Musiałam iść do Eli po jajka, więc zaliczyłam jesienny spacer. Pogoda nie była zbyt sprzyjająca, bo gęsta mgła znacznie ograniczała widoczność, a wilgoć wisząca w powietrzu wciskała się pod ubranie i potęgowała uczucie chłodu. Jednak mimo nie sprzyjających warunków postanowiłam uwiecznić na kilku zdjęciach najczęściej fotografowaną przeze mnie drogę w Pomlewie, czyli ulicę Wiejską. W różnych porach roku wygląda ona inaczej, a w czwartek, spowita w mgłę była tajemnicza i z lekka zamazana. Widoczność nie przekraczająca stu metrów pozwoliła na uchwycenie odrobiny tej tajemniczości na zdjęciu. Pośród nagich drzew wyróżniają się zielenią sosny, brązem - młode dęby, które nie zgubiły liści, złotem - modrzewie, które powoli gubią igły. Na krzewach można wyraźnie dostrzec owoce czekające na ptaki, które rozniosą ich nasiona po polach. Wilgoć kropelkami zwisa z pożółkłych traw jak łzy żalu za minionym latem. Wszystko to tworzy piękne kompozycje warte obiektywu aparatu fotograficznego. Może Pomlewo nie jest najpiękniejszym miejscem na świecie - ot, zwykła wieś jakich wiele nie tylko na Kaszubach, ale jak w każdym miejscu na świecie, i tu można znaleźć miejsca ciekawe dla obiektywu i piękne obrazki tworzone przez przyrodę. Trzeba uważnie patrzeć i mieć oczy szeroko otwarte, bo to co piękne czasami dobrze ukrywa się wśród normalności. 








wtorek, 2 grudnia 2014

"Eugeniusz Oniegin" w Operze

Okładka programu.
Dzięki Gabrysi mogłam  wybrać się do opery. Dostała od kogoś zaproszenie dla dwóch osób, a że nie miała ochoty na operę przekazała zaproszenie mi.  Ja zaprosiłam Basię Hoffmann i w niedzielę spotkałyśmy się w Operze na "Eugeniuszu Onieginie" Czajkowskiego. Nie byłem w operze już dość dawno, więc z radością zasiadłam na widowni. 
Spektakl wykonany w języku rosyjskim (tłumaczenie arii prezentowane było nad sceną) bardzo przypadł mi do gustu, choć były momenty, które dla mnie stanowiły niewielki dysonans w klasycznie prezentowanej operze, ale o tym na końcu. Przy pełnej widowni artyści dali z siebie wszystko, by przedstawienie wypadło jak najlepiej. Mnie osobiście najbardziej podobał się Paweł Skałuba śpiewający partie Leńskiego. Wykonywana przez niego aria przed pojedynkiem nawet mnie wzruszyła. Ciekawie zaprezentowała się także Karolina Sikora w roli Olgi, choć nie rozumiem pokazania jej na wózku inwalidzkim w końcowej części spektaklu, gdzie stanowi element dekoracji, a nie osobę dramatu. Może w założeniu reżyserskim jej pojawienie się miało pogłębiać bezduszność Oniegina, ale zbyt słabo było to odczuwalne. Świetnie prezentował się balet w tańcach ludowych na początku spektaklu, natomiast dla mnie był nie trafiony w scenie balu. Bardzo współczesne stroje tancerzy kłóciły się z całością spektaklu, a kobiece niemalże odzienie i ruchy tańczących mężczyzn pozostawiły po sobie pewien niesmak i bardzo nieciekawe skojarzenia. Nie jestem homofobem i naprawdę jest mi obojętnym jaką opcję miłości ludzie wybierają, ale nie lubię nadmiernego afiszowania się i epatowania odmiennością.
Zdjęcie ze strony: kultura.trojmiasto.pl
Był to tylko niewielki zgrzyt w moim odbiorze przedstawienia. Całość prezentowała się wspaniale i warta była zobaczenia. Polecam każdemu tak niewyrobionemu w odbiorze opery widzowi, jak ja. Post ten nie jest recenzją spektaklu, a jedynie moją refleksją na jego temat.
"Eugeniusza Oniegina" czytałam jeszcze w szkole średniej, więc z całej intrygi pamiętałam tylko, że Eugeniusz raz nie chciał Tatiany, a potem ją chciał. Tatiana na odwrót najpierw chciała Oniegina, a potem nie. Spektakl w Operze Bałtyckiej przypomniał mi główną intrygę poematu i jego głównych bohaterów. Warto czasami wrócić do klasyki, więc chyba znów przeczytam poemat Puszkina, żeby poznać wątki poboczne i drugoplanowych bohaterów, bo wiadomo, że w w operze nie wszystko się zmieściło.