poniedziałek, 27 stycznia 2014

Sapporo


Sapporo Ski Jumping Tower Feb07.JPG





Sapporo zawsze będzie mi się kojarzyć z pierwszym złotym medalem dla Polski na zimowych Igrzyskach Olimpijskich. Dokonał tego w 1972 roku Wojciech Fortuna. Co ciekawe Fortuna nie odniósł więcej żadnych sukcesów. Był zawodnikiem jednego skoku, ale ten skok dał mu olimpijskie złoto. W 1972 roku wystarczyło na to 111 m. Okurayama - skocznia olimpijska w Sapporo była przebudowana i dziś jej rekord nieoficjalny to 146 m, oficjalny 140. Obecnie skok na odległość 111 m nie dawałby nawet awansu do serii finałowej. 
Wiele zmieniło się w skokach narciarskich od czasów Fortuny - wielkość skoczni, sposób skakania, zasady obliczania punktów. Gdy nasz skoczek zdobywał mistrzostwo olimpijskie narty musiały być utrzymane rónolegle - nikt nie tolerował wtecy ich szerokiego rozstawienia obowiązującego obecnie. Nie było wtedy areodynamicznych kostiumów i nikt nie wymyślał specjalnych wiązań do butów. Nie było też dyskwalifikacji za nieodpowiedni strój. 
Wojtek Fortuna

Sukces Fortuny był dla Polaków czymś wspaniałym. Nikt się go nie spodziewał i wszyscy się cieszyli z tak wielkiego osiągnięcia. Niestety nie przerodził się on w "fortunomanię". Na następne sukcesy Polaków w skokach narciarski musieliśmy czekać prawie trzydzieści lat. Dopiero Adam Małysz pokazał nam, że w tym sporcie też możemy być wielcy. W przeciwieństwie do Wojtka Fortuny Adam odnosił sukcesy wielokrotnie i cieszył nas wspaniałymi wynikami przez kilka lat.
 Na powyższych  zdjęciach widać wyraźnie rónicę w sposobie skakania obu naszych wielkich skoczków.
W Sapporo zostały rozegrana w ostatni weekend dwa konkursy skoków w ramach Pucharu Świata. Oba należały do Słoweńców, którzy jako nieliczni wysłali do Japonii najlepszych skoczków. Nie podobają mi się trenerskie kalkulacje i nie startowanie w konkursach w Japonii wielu znakomitych skoczków. Jeszcze niedawno, gdy sukcesy odnosił Małysz jeździli tam  wszyscy i nikt nie kombinował, że może to negatywnie wpłynąć na formę zawodników. Jakoś kłóci mi się to z ideą współzawodnictwa. Za dużo w tym kalkulacji. Sport powinien być bardziej spontaniczny - liczy się start, a zwycięstwo jest tylko jego najmilszym następstwem. Inną stroną tego problemu są kibice - ci w Japonii też chcieliby oglądać najlepszych. Może się zdarzyć, że nie zechcą oglądać "drugiego sortu" skoczków i przestaną przychodzić na skocznię. Przecież zawody organizuje się dla kibiców, a nie odwrotnie.



sobota, 25 stycznia 2014

Orzechówka na miodzie

Kupiłam ostatnio książkę o nalewkach i przeglądając ją pomyślałam, że można by zrobić orzechówkę na miodzie. Teraz nie jestem w stanie jej zrobić, ale latem na pewno wypróbuję.

Składniki:
6-7 zielonych orzechów włoskich (najlepiej zerwać je w lipcu)
0,5 l spirytusu
0,25 l miodu (polecam spadziowy lub wrzosowy)
1 nieduża cytryna lub limonka
5 goździków, gałka muszkatałowa (może być tarta ale lepsza cała), kawałek laski wanilii
Orzech najpierw sparzyć wrzątkiem i odstawić na godzinę, potem wylać wodę i zalać orzech zimną wodą. Po trzch godzinach wodę wylać. Orzech pokroić w plasterki i wrzucić do słoja. Doadać miód i przyprawy i zalać spirytusem. Nad cieczą na gazie powiesić cytrynę. Odstawić w ciemne miejsce. Co kilka dni wtrząsnąć uważając, żeby nie zamoczyń cytryny. Po ok. miesiącu cytrynę można wyrzucić. Resztę trzymamy jeszcze w ciemnym miejscu przez pięć miesięcy, wtrząsając raz na tydzień. Po tym czasie odcedzamy płyn przez gazę. dodajemy około 0,75 l przegotowanej zimnej wody. Ewentualnie można dodać jeszcze miodu lub dosłodzić do smaku. Jest to kwestia indywidualnych upodobań. Orzechówka w niewielkich ilościach działa kojąco na żołądek. Mimo, że sama jeszcze nie próbowałam tej receptury zapewniam, że efekt będzie wyśminity. 

poniedziałek, 20 stycznia 2014

Zakopane 2014

Wczorajszy konkurs skoków w Zakopanem oglądałam z dużym zainteresowaniem, bo skakało aż 11 Polaków. Niestety warunki dyktował wiatr. Konkurs odbywał się z licznymi przerwami, a końcówka to już przwdziwa żenada. Padający, ulewny deszcz na pewno skomplikował sytuację na skoczni, ale organizatorzy konkursu nie stanęli na wysokości zadania. Thomas Diethart  uzyskał niską prędkość na progu i w rezultacie skoczył niezbyt daleko. Spowodowało to atak złości trenera austiackiego (zresztą bardzo widowiskowy). Natępny Willinger rónież nie uzyskał rewelacyjnego wyniku i już zaczął się cyrk budzący wątpliwości, kto tak naprawdę rządzi konkursami skoków. Nie wiadomo dlaczego pozwolono tym dwum zawodnikom skakać po raz drugi. Cały konkurs był loteryjny i w podobnej sytuacji jak oni znalazło się wielu innych równie dobrych skoczków. Wyszło, że zaróno Niemiec, jak i Austiak dostali dodakowe fory, tylko dlatego, że ich trenerz wywarli wpły  na Waltera Hoffera, dyrektora Pucharu Świata.


Trudno dziwić się rozgoryczeniu brzmiącemu w głosie Kubackie, gdy komentował zaistniałą sytuację. Jemu, też skok nie wyszedł, gdyż skakał w bardzo trudnych warunkach, jak z piętnastu innych dobrych zawodników. Z drugiej strony na bardzo dobre warunki trafił Maksimoczkin i uplasował się bardzo wysoko, mimo że do tej pory niewiele było o nim słychać. Skoro loteria rządziła na skoczni, dlaczego Autriak i Niemiec zostali uprzywilejowani. W powtórzonym skoku nie zdziałali więcej niż w pierwszym, a Wellinger chyba  zamanifestował, że i jemu się to nie podoba, bo nawet nie próbował osiągnąć przyzwoitego wyniku.
W tym kontekście przypomina mi się historia z jednego z ubiegłorocznych konkursów drużynowych kiedy to unieważniono skoki jednej grupy (chba trzeciej) tylko dlatego, że nie powiodło się skoczkom niemieckim i austriackim. Takie sytuacje budzą niesmak i brak wiary w obiektywizm decydentów. Dlaczego jacyś skoczkowie mają być uprzywilejowani. W sporcie wszyscy powinni mieć równe szanse.

niedziela, 19 stycznia 2014

Skoki narciarskie Zakopane

Stolica Polskich Tatr czyli Zakopane co roku przez dwa dni gości elitę skoczków narciarskich, gdyż odbywają się tam zawody pucharu świta. Ewenementem polskich konkursów są kibice entuzjastycznie witający skoczków, nie tylko polskich. Atmosfera na trybunach jest gorąca mimo najzimniejszej pory roku. 


Wczoraj odbył się pierwszy konkurs na Dużej Krokwi, drużynowy, a dziś konkurs indywidualny. Nasz druzyna ukońzyła wczorajszy konkurs na czwartym miejscu. Chłopaki zrobili, co mogli. Denerwują mnie komentarze dzinnikarzy, że się nie wykazali, bo stać ich na więcej. Jeszcze do niedawna dobrze było, jeżeli nasza drużyna kwalifikowała się do serii finałowej, bo praktycznie nie mieliśmy drużyny. Więć zamiast się cieszyć z osiągniętego sukcesu nasi pismacy chcieliby widzieć już skoczków na najwyższm stopni podnium. Na to potrzeba dużo pracy i trochę cierpliwości. Doceniajmy sukcesy i nie traktujmy czwartego mejsca, jako porażki.
Skocznia w Zakopanem nosi imię Stanisława Marusarza - prekursora polskich skoków. Stanisław Marusarz był pierwszym Polakiem osiągającym sukcesy w skokach narciarskich - w 1938 roku zdobył wicemistrzostwo świata w Lahti. Był wielostronnym narciarzem, bo oprócz skoków trnował także kombinację norweską i alpejską. Wielokrotnie osiągał tytuły mistrza Polski w kilku dyscyplinach. Czterokrotnie startował na Igrzyskach Olimpijskich. Przez wiele lat ,ten góral z urodzenia, był czołową postacią polskich sportów zimowych. W czasie wojny wykazał się także patriotyzmem walcząc z okupantem w szeregch AK. Także jego rodzeństwo było uzdolnionymi narciarzami - najbardziej znana była Bronisława Marusarzówna.
Skocznia jest bardzo ładna w całości usytuowana na naturalnym stoku. Rozbieg z obu stron otoczony jest lasem, a w scenerii zimowej wygląda bardzo malowiczo.


W tym roku zabrakło śniegu wokół skoczni, a na samą skocznię musiał być dowożony, żeby mogły odbyć się zawody. Podziwiam ogrom pracy jaką musiano wykonać zarówno w Zakopanem, jak i w Wiśle, by przy wiosennej pogodzie jaką charakteryzuje się tegoroczny styczeń naśnieżyć skocznie, tak by nie trzeba było odwoływać zawodów.

sobota, 18 stycznia 2014

Karen Robards Dziecko Maggy

Karen Robards
Dziecko Maggy

Niby romans, ale z posmakiem thrilleru. Historia o odnalezionej miłości, tragicznym małżeńswie, przemocy domowej ukrytej za blichtrem wielkiego świata i pokrętnych motywach pewnego bogatego "dżentelmena". Tytułowe dziecko Maggy, to syn głównej bohaterki stanowiący element przetargowy między nią i jej mężem. Książka jest wciągająca i do przeczytania w 24 godziny. Szybko rozwijająca się akcja i ciekawie naszkicowani bohaterowie to główne zalety opowieści. Szczególnie zaskakujący moment zwrotny, a finisz może się równać z opowieścią dla ludzi o mocnych nerwach. Polecam tę pozycję zarówno miłośnikom romansów, jak i miłośnikom thrillerów oraz powieści obyczajowych. Elementy wszystkich tych gatunków można znaleźć w jednej opowieśći o Maggy - Magdalenie, jej synu Davidzie oraz mężzyznach istotnych w ich życiu. Zdecydowania wymyka się ona spod etykiety "literatura kobieca". 

czwartek, 16 stycznia 2014

Skoki narciarskie c. d. Wisła

Kolejną odsłonę mojego ulubionego sportu zimowego oglądałam z wielką przyjemnością, Do konkursu na skoczni w Wiśle zakwalifikowało się aż dziesięciu Polaków, a siedmiu awansowało do serii finałowej. Miło było zobaczyć znów Kamila Stocha na podium. Oddała dwa dalekie skoki i powiększył swoją przewagę nad Schlirenzauerem, jako lider pucharu świata. Świetny skoczek oraz sympatyczny młody człowiek. Wygrywa z uśmiechem na ustach, ale gdy przegrywa nie daje po sobie pozać rozczarowanie. Ma rzedką wśód ludzi umiejętność ładnego przegrywania. Wśród skoczków podobną posiadają Ammann i Kasai. Podobał mi się sposób w jaki gratulował Noriakiemu wygranego konkursu - pełen szacunku ukłon i radość z sukcesu seniora skoczni.
Oglądając konkurs usiłowałam sobie przypomnieć Wisłę jako miasto. Byłam tam dwa razy w latch siedemdziesiątych ubiegłego wieku ( lubię pisać "ubiegły wiek", bo pokreśla to, że jestem już dojrzłą niewiastą). Raz jeszcze w ogólniaku. Był to pierwszy dzień wielkanocy, gdzieś koło 25 kwietnia. Zeszliśmy z zasypanego śniegiem Stożka i zatrzymaliśmy się na mszę w kościele na Kubalonce. 


Piękny drewaniany kościół jest jedynym obiektem, który utkwił mi w pamięci z Wisły poza starą drewnianą skocznią narciarską obok, której przechodziliśmy. Wtedy skoki narciarskie pasjonowały tylko nielicznych, więc nawet nie zatrzymaliśmy się przy niej. Przez Wisłę szliśmy na Baranią Górę, a potem dalej do Fajkówki. 

Drugi raz byłam w Wiśle po pierwszym roku studiów na wycieczce geologicznej. Mieliśmy oglądać flisz karpacki, ale cały dzień lało i tylko nieliczni "hardkorowcy" wyruszyli na szlak, na Baranią, ale i oni w połowie drogi zwątpili, i zawrócili do schroniska. My wyszliśmy tylko na krótki spacer, a potem oddaliśmy się ulubionej  na tej wycieczce rozrywce czyli grze w brydża i piciu piwa. A więc podobne wrażenia można było przywieźć z każdego innego miejsca w Polsce.
Nowa skocznia jest bardzo ładna. Nosi imię Adama Małysza i choć w zasadzie jestem przeciwna nadawania imion osób żyjących różnym obiektom, tym razem robię wyjątek od reguły. Adam w pełni zasłużył sobie na ten zaszczyt popularyzując skoki narciarskie w Polsce i przyczyniając się do rozwoju tej dyscypliny sportu w kraju.

wtorek, 14 stycznia 2014

Zimowa nuda

Zimowe dni są ostatnio dla mnie bardzo nieciekawe, bo pogoda nie zachęca do spacerów. Nigdzie dalej nie mogę się ruszyć z domu, bo na mnie spadł obowiązek pilnowania pieca i dbania o ciepło w mieszkaniu. Gienek prawie nie wychodzi z domu, a i po mieszkaniu porusza się niechętnie, młodzi jadą do pracy, a ja chcąc nie chcą biegam kilka razy dziennie do piwnicy. Właściwie przerwy między jednym spacerem do pieca a drugim wynoszą ok. dwóch godzin, więc nie mogę ruszyć się z domu na więcej. Sporadycznie, jak chcę wyjechać do Gdańska, to muszę napalić w piecu przed wyjazdem, a po powrocie rozpalić po raz drugi. Typowa robota głupiego - codziennie to samo i tak aż do wiosny. Nieciekawa perspektywa. Gdyby choć zima była jak należy, to człowiek wybrałby się na spacer po Pomlewie i porobił trochę fotek, a tak albo leje, albo błoto i wichura, albo jak dziś niewielki mrozek, ale ciemno i ponuro, i szarość za oknem nie zachęca do robienia fotek. 

Ta fotka z okna odaje w pełni mój dzisiejszy nastrój.
Wiem, zaczęłam trochę rozczulać się nad sobą. Czasami muszę - dla zachowania zdrowia. Przyczyna tkwi, także w mojej niemocy zmobilizowania się do czegokolwiek. Już wiem, że muszę wziąć się za siebie, ale jeszcze trochę muszę po narzekać. Myślę, że jeszcze, ze trzy, cztery dni i wrócę do normy oraz wyruszę z domu "w świat". 
Ostanio najwięcej czasu spędzam przy komputerze uzupełniając moją biblioteczkę e-booków lub grają w Cywilizację III. Sprawia mi frajdę rosnąca iloćś książek w "bibliotece komouterowej" i tylko zastanawiam się kiedy ja to wszystko przeczytam. Niedługo dociągnę do 6000 pozycji, a przeczytałam zaledwie niewielką ich część. Są wśród nich wprawdzie lektury szkolne i pozycje dla młodzieży i dzieci, ale  stanowią tylko niewielki procent całości. Większość pozycji w mojej elektronicznej bibliotece to kryminały, romansy i fantastyka (zarówno sf, jak i fantsy). Jest trochę klasyki i kilku noblistów, trochę poezji i powieści obyczajowych oraz pozycji popularno-naukowych. Wszystko zgodne z moimi zainteresowaniami. O przeczytanych książkach zawsze staram się napisać kilka słów, więc moi czytelnicy mają okazję poznać, co właśnie mnie kręci w literaturze.

sobota, 11 stycznia 2014

Loty narciarskie


Oglądając dzisiejszą transmisję z konkursu na mamuciej skoczni patrzyłam z podziwem na skoczków, którzy skaczą na odległość ok. 200 m. Wciąż przypominała mi się wycieczka do Vikersundu na najwyższą skocznię na świecie. Gdy stanęliśmy  na górze i spojrzałam w dół aż zakręciło mi się w głowie. Wtedy mój podziw dla skoczków wzrósł wielokrotnie. To naprawdę robi wrażenie.
To jeszcze nie ta największa skocznia - do Vikersundbakken trzeba jeszcze przespacerować się ostro pod górkę.

Widok z Vikersundbakken jest wspaniały, ale stojąc na krawędzi rozbiegu można dostać zawrotów głowy.

Tam na górze człowiek czuje się jak na skraju przepaści, a oni zjeżdżają w dół i skaczą. Dziś dodatkowo na pewno mieli w pamięci wczorajszy upadek Morgiego. Trzeba mieć wiele odwagi żeby usiąść  na desce zjechać i skoczyć.  Skoki nie należały do najdalszych, ale najdłuższe przekraczały imponującą odległość 190 m. Nawet ci, którzy osiągnęli znacznie niższe odległości wzbudzają mój podziw. 
Dzisiejszy konkurs przyniósł małą niespodziankę - wygrał najstarszy startujący zawodnik, czyli niespełna czterdziestodwuletni Japończyk Noriaki Kasai. Bardzo sympatyczny, zawsze uśmiechnięty zawodnik, po którym widać, że bawi go to, co robi już od ponad dwudziestu lat. Widać też, ze cieszy się on sympatią innych zawodników i trenerów. Miło było patrzeć na nie rzadko o połowę młodszych zawodników gratulujących seniorowie sukcesu. Wielu z nich biegało z przysłowiową koszulą w zębach, gdy Noriaki wygrywał zawody Pucharu Świata, a niektórych nie było na świecie, gdy zdobywał trofeum mistrza świata. Wspaniały zawodnik pieknie rozwija swoją karierę i może nawet zagrozić kandydatom na mistrzów olimpijskich. Myślę, że gdyby miało się nie udać na olimpiadzie któremuś z Polaków to najbardziej ucieszyłby mnie sukces seniora z Japonii.

piątek, 10 stycznia 2014

Skoki narciarskie p.s.

Uwielbiam oglądać skoki i staram się nie opuszczać żadnej transmisji, ale gdy zdażają się wypadki, takie jaki dzisiaj przytrafił się Morgiemu, zastanawiam się, gdzie są granice ludzkiego ryzyka. Thomas Morgenstern na treningu na mamuciej skoczni spadł z dość znacznej wysokości, lecąc z prędkością ponad 100km/h na ubity na zeskoku śnieg i przekoziołkował kilkakrotnie. Wyglądało to strasznie, a i doniesienia ze szpitala nie są optymistyczne. Bardzo lubię tego sympatycznego, zawsze uśmiechniętego młodego skoczka, dlatego tak przeżywam jego upadek. Nie był to pierwszy upadek w jego karierze, ale poprzenie choć wyglądały też nie ciekawie kończyły się siniakami i połamanymi palcami. Teraz lekarze stwierdzili liczne obrażenia i najbliższe 72 godziny będą decydujące dla zdrowia tego młodego chłopaka. Życzę mu, by jak najszybciej wrócił do zdrowia.


Karen Robards Brutalna prawda

Karen Robards
Brutalna prawda

Ten kryminał poleciła mi Bożena. Warto było poczytać. Jak zaczęłam wczoraj roano, tak skończyłam wieczorem. Wprost nie mogłam się od niego oderwać. 
Młoda pracownica prokuratury znajduje akta sprawy sprzed trzydziestu lat a w nich zdjęcie kobiety wyglądającej identycznie jak ona. Kobieta ze zdjęcia wraz z całą rodziną zaginęła, gdy bohaterka książki była noworodkiem. Wraz ze znalezieniem akt sprawy zaczynają się dziać wkół głównej bohaterki książki dziwne wypadki. Pobudza to tym bardziej jej ciekawość i postanawia zbadać, co i dlaczego wiąże ją ze sprawą, z którą teoretycznie nie powinno łaczyć jej nic. Sledztwo z romansem w tle, wartka akcja, świetny język i niespodziewany finał powodują, że czyta się książkę z zapartym tchem i nie można przestać. Zaletą e-boka jest utrudniony dostęp do ostatniej strony, bo przy tej opowieści chciałoby się czasami zajrzeć na koniec i poznać wcześniej rozwiązanie intrygi. Książka warta przeczytania, dlatego polecam ją wszystkim zainteresowanym.

środa, 8 stycznia 2014

Ingulstad Frid Królowe Wikingów

Ingulstad Frid
Cykl: Królowe Wikingów
t. 1 Ellisiv
t. 2 Maria
Znalazłam ten cykl przeglądając dorobek Frid Ingulstad, pisarki norweskiej, autorki wielotomowych sag. Sięgnęłam po ten cykl z myślą, że może znajdę coś o Sigrydzie Storradzie czyli Świętosławie, siostrze Bolesława Chrobrego napisane przez pisarza pochodzącego z poza Polski. I tu się rozczarowałam. Wprawdzie wspomina się jej imię, ale tylko w czasie przeszłym - pierwsza bohaterka Ingulstad jest prawnuczką Sigrydy. Nie mniej książka jest wciągająca, a czasami nawet wzruszjąca. Zrówno pierwsza jak i druga część sagi to opowieść o miłosnych perypetiach tytułowych bohaterek z historią w tle. Ellisiv, księżniczka ruska wydana za mąż za Haralda - brata Olafa Świętego, ubiegającego się o tron norweski i jej pierworodna córka Maria na pewno tylko sporadycznie pojawiają się w kronikach historycznych, dlatego są wdzięcznym tematem do romansowej opowieści. Autorka wydobyła z kronik, to co wiadomo na pewno i stworzyła piękną opowieść o miłości i władzy. Język jest przystępny, akcja wartka i jak w każdym romansie nie brak wzlotów i upadków. Jest to typowo kobieca literatura. Ma jednak jedną zaletę - na końcu każedego tomu są krótkie notki biograficzne postaci historycznych, dzięki czemu czytelnik może się zorientować, co zostało wymyślone przez pisarkę, jak ubarwiła ona dzieje żyjących przecież prawie tysiąc lat temu kobiet - królowych lub królewskich córek. Ważene, że według mojej wiedzy nie zmienia ona samej historii i fakty historyczne udokumentowane kronikami pozostawia takimi, jakimi były. Obserwując jak niewielka jest znajomość historii, nie tylko powszechnej ale i polski wsród moich znajomych, dochodzę do wniosku, że lepiej żeby czytali takie powieści i choć trochę liznęli historycznej wiedzy niż pozostawali kompletnymi ignorantami.

wtorek, 7 stycznia 2014

Skoki narciarskie

Odkąd pamiętam, zawsze lubiłam oglądać skoki narciarskie. Nie jestem wytworem "małyszomanii", bo jeszcze w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku pasjonowałam się pięknymi skokami Czecha Raszki na turnieju czterch skoczni. Gdy tylko były tansmitowane oglądałam przeróżne konkursy i często marzyłam, że Polacy zajmują czołowe miejsca i stają na podium. Te marzenia się spełniły. Najpierw był Adam Małysz, który dokonał tego, co nie udało się nikomu przed nim wśród polskich skoczków, a teraz mamy drużynę osiągającą niemełe sukcesy. Miło jest patrzeć na młodych następców Adama, którzy bez żadnego respektu dla bardziej utytułowanych zawodników sięgają po miejsca na podium, czasami nawet najwyższe. Nie ulega wątpliwości, że motorem napędowym dla szkolenie obecnych skoczków były sukcesy Adama Małysza, i to nie tylko dlatego, że stał się on idolem wielu młodych ludzi, ale także dlatego, że spowodowały one transfer pieniędzy na rozwój tej dyscypliny sportu i na budowę infrastrutury niezbędnej do tego rozwoju. Mamy obecnie dwie skocznie, na których odbywają się zawody Pucharu Świata, mamy zawody dla różnych grup wiekowych adeptów tego widowiskowego sportu i mamy młodych zawodników żądnych sukcesu i wierzących w możliwość zwycięstwa. Miło jest patrzeć na młodych Polaków reguralnie punktujących w Pucharze Świata. Są to w większości zupełnie jeszcze młodzi chłopcy, których kariera może rozwijać się jeszcze kilka lub kilkanaście lat, a więc mamy ciekawą perspektywę na następne lata. Skoki narciarskie to dyscyplina sportu, która w Polsce zrobiła ogromny skok od marginesu sportowego życia, po pełnię blasku i sukcesy. Szkoda, że inne dyscypliny sportu nie mają tyle szczęścia.
Pisząc o skokach nie mogę pominąć seniora tych zawodów, który wciąż budzi podziw w miłośnikach tego sportu na całym świecie. Japończy Noriaki Kasai, prawie cztrdziestodwuletni zawodnik, wciąż skacze pięknie i daleko pokonując nie rzadko dwa razy młodszych od siebie konkurentów i stanowiąc najlepsze ogniwo w drużynie Japonii. 

poniedziałek, 6 stycznia 2014

Księżniczka z lodu - Läckberg Camilla

Läckberg Camilla

Księżniczka z lodu

Świetny kryminała szwedzkiej pisarki. Czyta się go niemal z zapartym tchem, a stopniowo dawkowane napięcie nie pozwala na oderwanie się od książki. Historia śledztwa w sprawie zabójstwa młodej kobiety zatacza co raz większe kręgi, odsłania co raz więcej tajemnic i pozwala zorientować się, że dla większości bohaterów pozory są ważniejsze od prawdy. Rozwiązanie zagadki jest zaskakujące i niemalże nie do odgadnięcia. Oczywiście ten, którego ja typowałam okazał się niewnny, ale tylko w ostatniej sprawie. Bohaterowie nie dzielą się na dobrych i złych, a u tych złych autorka stara się znaleźć wytłumaczenie ich postępowania w mrocznej przeszłości - z jednym mniej istotnym dla intrygi wyjątkiem. Wątki poboczne ładnie wplatają się w całość pokazując jakiś fragment życia Szwedów w latach dziewięćdziesiątych, z problemami rodzinnymi włącznie. Generalnie świetne czytadło nie tylko dla miłośników kryminałów. 

środa, 1 stycznia 2014

Komisarz Palmu Mika Waltari

Mika Waltari
"Kto zabił panią Skrof"
Komisarz Palmu cz. 1
Lubię książki historyczne Waltari. Teraz po raz pierwszy sięgnęłam po naisany przez niego kryminał. Nie miałam specjalnych oczekiwań, po prostu byłam ciekawa jak mistrz Waltari poradzi sobie z zagadką kryminalną i muszę przyznać, że zaskoczył mnie pozytywnie. Postacie są ciekawe, zagadka intrygująca, a jej rozwiązanie zaskakujące. Oczywiście kryminał nie może się równać z "Egipcjaninem Sinuhue" czy "Turmsem Nieśmiertelnym", gdyż jest literaturą czysto rozrywkową i nie ma jakiegoś przesłania, ale czyta się dobrze. 
Gdy dowiedziałam się kilka miesięcy temu, że Waltari pisał kryminały trochę mnie to zaskoczyło. Zawsze wydawało mi się, że pisarze uważają kryminał za pośledni gatunek rozrywki masowej, a tu - największa sława literatury fińskiej i kryminały. Musiałam więc sprawdzić, jakie one są. Pierwszy mnie nie rozczarował. Na pozostałe przyjdzie czas później.