poniedziałek, 27 stycznia 2014

Sapporo


Sapporo Ski Jumping Tower Feb07.JPG





Sapporo zawsze będzie mi się kojarzyć z pierwszym złotym medalem dla Polski na zimowych Igrzyskach Olimpijskich. Dokonał tego w 1972 roku Wojciech Fortuna. Co ciekawe Fortuna nie odniósł więcej żadnych sukcesów. Był zawodnikiem jednego skoku, ale ten skok dał mu olimpijskie złoto. W 1972 roku wystarczyło na to 111 m. Okurayama - skocznia olimpijska w Sapporo była przebudowana i dziś jej rekord nieoficjalny to 146 m, oficjalny 140. Obecnie skok na odległość 111 m nie dawałby nawet awansu do serii finałowej. 
Wiele zmieniło się w skokach narciarskich od czasów Fortuny - wielkość skoczni, sposób skakania, zasady obliczania punktów. Gdy nasz skoczek zdobywał mistrzostwo olimpijskie narty musiały być utrzymane rónolegle - nikt nie tolerował wtecy ich szerokiego rozstawienia obowiązującego obecnie. Nie było wtedy areodynamicznych kostiumów i nikt nie wymyślał specjalnych wiązań do butów. Nie było też dyskwalifikacji za nieodpowiedni strój. 
Wojtek Fortuna

Sukces Fortuny był dla Polaków czymś wspaniałym. Nikt się go nie spodziewał i wszyscy się cieszyli z tak wielkiego osiągnięcia. Niestety nie przerodził się on w "fortunomanię". Na następne sukcesy Polaków w skokach narciarski musieliśmy czekać prawie trzydzieści lat. Dopiero Adam Małysz pokazał nam, że w tym sporcie też możemy być wielcy. W przeciwieństwie do Wojtka Fortuny Adam odnosił sukcesy wielokrotnie i cieszył nas wspaniałymi wynikami przez kilka lat.
 Na powyższych  zdjęciach widać wyraźnie rónicę w sposobie skakania obu naszych wielkich skoczków.
W Sapporo zostały rozegrana w ostatni weekend dwa konkursy skoków w ramach Pucharu Świata. Oba należały do Słoweńców, którzy jako nieliczni wysłali do Japonii najlepszych skoczków. Nie podobają mi się trenerskie kalkulacje i nie startowanie w konkursach w Japonii wielu znakomitych skoczków. Jeszcze niedawno, gdy sukcesy odnosił Małysz jeździli tam  wszyscy i nikt nie kombinował, że może to negatywnie wpłynąć na formę zawodników. Jakoś kłóci mi się to z ideą współzawodnictwa. Za dużo w tym kalkulacji. Sport powinien być bardziej spontaniczny - liczy się start, a zwycięstwo jest tylko jego najmilszym następstwem. Inną stroną tego problemu są kibice - ci w Japonii też chcieliby oglądać najlepszych. Może się zdarzyć, że nie zechcą oglądać "drugiego sortu" skoczków i przestaną przychodzić na skocznię. Przecież zawody organizuje się dla kibiców, a nie odwrotnie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz