Wczoraj olimpiada wystartowała na dobre. Ceremonia otwarcia okazała się niezbyt ciekawa i bardzo chermetycznie zamknięta w tradycji i kulturze rosyjskiej, przez co nie bardzo była zrozumiała dla innych narodów oraz dla młaodych, którzy nie są w tej kulturze zorientowani. Nawet nawiązania do "Wojny i pokoju" Tołstoja nie były zrozumiałe dla tych, którzy nie czytali tej powieści - nie jest ona popularna wśród młodych. Mnie najbardziej podobał się przemarsz reprezentacji Bermudów (jednej z wielu egzotycznych reprezentacji na igrzyskach zimowych), a właściwie stroje reprezentujących ten kraj panów. Ubrani byli w eleganckie czarne marynarki i białe koszule pod krawatem, do tego czerwone bermudy i czarne podkolanówki. Inne reprezentacje ubrane były normalnie, bez jakiejś odrębności charakteryzującej kulturę czy tradycje poszczególnych państw. Chyba nejlepiej była zrobiona oprawa muzyczna imprezy - było kilka momentów na prawdę świetnych.
Dziś startowała już Justyna Kowalczyk w biegu łączonym na 15 km. Dla niektórych dzinnikarzy był to powód do "tragedii narodowej", bo nie zdobyła medalu - była dopiero (a może aż) szósta. Jakoś wielu pismaków zapomina, że styl łyżwowy, który stanowi drugą część biegu zawsze był "piętą achllesową" Justyny, a dziś w dodatku biegła z kontuzjowaną stopą. Zamiast cieszyć się, że była w czołówce dziennikarze płaczą, że bez medalu. Dla mnie ważne jest, że mimo kontuzji wystartowała i nie była ostatnia. Należy gratulować Justynie hartu ducha i woli walki.
Oglądałm też konkurs snowbordowy. Zupełnie zwariowana konkurencja - zawodnicy zjeżdżali z górki, wskakiwali na poręcze, najężdżali na skocznie (trzy) i wykonywali w powietrzu karkołomne ewolucje. Więcej w tym było akrobatyki niż jazdy na desce. Wygrała Amerykanin, ale wielu zawodników zaliczyło upadek. Chba szkolą się w bezpiecznym upadaniu, bo mimo groźnie wyglądajcych sytuacji obyło się bez kontuzji.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz