czwartek, 28 lutego 2013

Norwegia

Norwegia jako kraj północy interesowała mnie już od dawna, bo przecież tam mieszkali Nansen i Amundsen, których ceniłam do dawna, jako wielkich polarników.  Od kiedy Jacek mieszka w Norwegii, jestem fanką tego kraju. Wprawdzie znam tylko Kongsberg i okolice oraz kawałek Oslo, ale szalenie mi się tam podoba. Kongsberg leży w dolinie górskiej nad rzeką Lagen. Rzeka jest dość potężna z licznymi bystrzami i rwącym nurtem.



Gdy kiedyś w szkole uczyłam na geografii o fiordach i fieldach, nie miała nawet wyobrażenia jak to wygląda - teraz już wiem. Fiordy są fascynujące dzięki wysokim skalistym brzegom, a fieldy to istota grzbietów górskich w Norwegii. Wspaniałe obrazy fiordów widziałam na filmie w Muzeum Morskim w Oslo. Mniejsze wrażenie robi Oslofiord przy Muzeum Frama. Na fieldach byłam i naprawdę robią wrażenie. Są to płaskie skaliste grzbiety górskie. Takie widziałam obok Knute Hyta. 








Na tym czwartym zdjęciu widoczne jest wysokogórskie jezioro w całości zamarznięte, wystające skały i drzewa, to wyspa. Byliśmy tam na początku maja w ubiegłym roku. Ostatnie zdjęcie jest z okolic Kongsberga, zrobione było we wrześniu dwa lata temu po drodze od "Skały Królów" do Jacka mieszkania na Pckels Gate. 
Niezmiernie ciekawe są Muzea w Oslo, które miałam okazję oglądać. Znajdują się one blisko siebie i ilustrują związek Norwegii z morzem. Są to Muzeum Morskie, Muzeum Frama, Muzeum Kon-Tiki i Muzem Łodzi Wikingów. 
W pierwszym oprócz wspomnianego wcześniej filmu można zobaczyć morskie tradycje i osiągnięcia Norwegów, modele statków i obrazy marynistyczne. Ciekawostką jest stos suszonych dorszy, który wygląda z daleka, jak będąca nie na miejscu wiązka chrustu. Ciekawe są też oryginalne galiony, ze starych żaglowców. Film, który można obejrzeć przedstawia całe wybrzeże norweski od najdalszej północy aż na południe. Zrobiony jest z pokładu helikoptera i eksponowany w taki sposób, że widz czuje się tak, jakby leciał tym helikopterem. A oto  foteka z tego muzeum:



Potem przeszliśmy na nadbrzeże Oslofiordu i spotkaliśmy członków biegunowej wyprawy Amundsena - oczywiście rzeźby.

To oni dotarli do bieguna południowego prawie miesiąc wcześniej niż Scott i jego towarzysze i w przeciwieństwie do Brytyjczyków wrócili cali i zdrowi. Sukces Amundsena był wynikiem znacznie lepszego przygotowania do wyprawy i wcześniejszego wyruszenia w stronę bieguna. Amundsen wyposażył członków swojej ekipy w narty, do sań zaprzągł psy i lepiej oznaczył składy z żywnością. Mógł dzięki temu poruszać się szybciej (a wyruszył znacznie wcześniej niż Scott) i miał pewność, że w drodze powrotnej nie przeoczy żadnego składu. Osiągnął sukces, a mimo to częściej mówi się o wyprawie Scotta, choć z tej nikt nie powrócił, a klęska była ewidentną zasługą jej kierownika. Wyprawa Amundsena płynęła na statku Nansena Fram.
Muzeum Frama znajduje się obok w budynku przypominającym namiot. Fram to statek polarny skonstruowany przez Nansena tak, aby wmarzając w lód arktyczny, był wypychany ku górze. Dzięki temu uniknął zmiażdżenia w czasie wyprawy do bieguna północnego podjętej przez Nansena. Wyprawa wprawdzie nie dotarła do celu - zabrakło ok. 300 km - ale statek spisał się dzielnie i cały  powrócił do Norwegi. Wcześniejsze wyprawy arktyczne często kończyły się zaginięciem całych załóg statków, które zostały zmiażdżone przez lód. Na Framie odbył jeszcze wyprawę towarzysz Nansena z pierwszego rejsu Harald Sverdrup. 



Po lewej Muzeum Morskie, a na wprost "namiot" Frama.






Fram nie jest pięknym żaglowcem. Nie ma smukłych linii, trochę przypomina beczkę, ale doskonale spełnił swoje zadanie. Nie poddał się arktycznym lodom. W czasie zwiedzania Frama można obejrzeć zorzę polarną eksponowaną na suficie "namiotu", a w specjalnym tunelu poczuć się, jak na żaglowcu w środku arktycznej zimy i odczuć lęk z powodu napierającego na burty lodu. Robi wrażenie, mimo że człowiek zdaje sobie sprawę, że to tylko przerośnięta lodówka i efekty techniczne.  
Następne na trasie jest Muzeum Kon-Tiki poświęcone Thorowi Heyerdahlowi. Był to dziwny człowiek, który chciał udowodnić sobie i całemu światu, że starożytni mogli dokonać niesamowitych wyczynów. Zaczął od pokazania jak mieszkańcy Rapa-Nui, nie musieli korzystać z pomocy kosmitów (jak twierdził Deniken) żeby postawić słynne posągi na Wyspie Wielkanocnej. Potem na zbudowanej z balsy tratwie Kon-Tiki przepłynął Pacyfik, żeby wykazać, że Polinezję mogli zasiedlić nie tylko mieszkańcy Azji, ale też Ameryki Południowej. Ostatnim osiągnięciem Heyerdahla było przepłynięcie Atlantyku na statu Ra 2, zbudowanym według staroegipskich wzorów z papirusowej trzciny. W ten sposób udowodnił, że starożytni Egipcjanie mogli dopłynąć do obecnej Brazylii, choć tą próbę musiał podjąć dwukrotnie - Ra 1 nie osiągnęła brzegów Ameryki, choć niewiele jej zabrakło.





















                                                                                           

                                                                                                                  
Od Muzeum Kon-Tiki już niedaleko do Muzeum Długich Łodzi Wikingów. Jest ich tam trzy wykopane w różnych miejscach w Norwegii, z tym, że jedna z nich była łodzią pogrzebową,  a więc jest częściowo wypalona. Jak człowiek sobie pomyśli, czego Wikingowie dokonali na podobnych łodziach - łącznie z zasiedleniem Islandii, Grenlandii i dotarciem do Ameryki Północnej - to zaczyna podziwiać ich odwagę i kunszt żeglarski. Przecież te łodzie, były nie duże, odkryte i posiadały tylko prostokątny żagiel oraz wiosła. Wydają się takie kruche.




Oprócz łodzi w muzeum tym można jeszcze oglądać sprzęty dawnych mieszkańców Norwegii, np. takie piękne sanie:


Za Muzeum Łodzi znajduje się skansen budownictwa norweskiego z podziałem na zabudowę miejską i  wiejską. Ponieważ trafiliśmy tam dość późno, a byliśmy z Jadzią więc obejrzeliśmy tylko część budownictwa wiejskiego. Największe wrażenie zrobiła na nas szkoła z dachem porośniętym trawą, jedną salą lekcyjną i niewielką izdebką dla nauczyciela. Znacznie okazalej wyglądała wiejska gospoda, co widać na poniższych zdjęciach.



  
Ta wycieczka zajęła nam cały dzień. Jeżeli Jacek dłużej pomieszka w Norwegi, to postaram się namówić go do powrotu do wszystkich tych muzeów, a zwłaszcza na Frama.

Kongsberg leży w okręgu Buskerud, ze stolicą w Dramen. W tym mieście widziałam  dwie bardzo ciekawe rzeczy - tunel w kształcie spirali, którym można wjechać na szczyt wzgórz będący punktem widokowym i terenem rekreacyjnym oraz most w kształcie litery Y. 



Więcej Dramen nie zwiedzaliśmy, bo tego dnia planowałyśmy z Bożenką spacer spod stoku w Kongsbergu obok "Skały Królów" do domu Jacka. Ponieważ pogoda dopisał, spacer się udał, a ja przekonałam się, że nie jest to tak daleko jak mi się wydawało. "Skała Królów" to miejsce gdzie na pionowej skale wymalowane są herby królewskie i imiona króló panujących w Norwegii od czasu powstania Kongsbergu do dnia dzisiejszego. Kongsberg powstał, gdy w jego okolicach odkryto złoża srebra i wybudowano kopalnię. Dziś już srebra się nie wydobywa a kopalnia jest udostępniona do zwiedzania latem. Nie byłam w niej jeszcze, ale na pewno kiedyś ja zwiedzę.




Samo miasto Kongsberg bardzo mi się podoba, choć trochę senne.  Dominuje w nim niska zabudowa jednorodzinna i tylko w samym centrum jest trochę wyższych wielorodzinnych domów. Jacek mieszka w starej części miasta z pięknymi drewnianymi domami. 


Tu mieszka Jacek. 





Te zdjęcia to tylko wybrane przykłady architektury miasta. Kościołów jest tam kilka, wszystkie protestanckie choć różnych wyznań. W tym białym raz w miesiącu mszę katolicką odprawia ksiądz -  Polak z Dramen. Na zboczu jednego ze wzgórz otaczających Kongsberg znajduje się skansen. Całe miasteczko jest mocno rozproszone na dość dużym terenie po obu stronach rzeki. Kilka mostów sprawia, że komunikacja miedzy jej brzegami nie jest utrudniona.

Z Kongsbergu niedaleko jest do Wikersundu, w którym znajduje się największa skocznia narciarska na świecie. Byliśmy tam we wrześniu 2011 roku. Jej wielkość robi ogromne wrażenie, a stojąc na jej szczycie można dostać zawrotu głowy. Widok z góry jest wspaniały. Z dołu na zboczu obok skoczni wypatrzyliśmy ciekawy wodospad.



Nie mieliśmy czasu, żeby przejść się nad ten wodospad, więc jest następne miejsce, które koniecznie muszę w Norwegii zobaczyć.






Nie daleko Kongsberga,  w Heddal w Telemarku, na zachód za Notoden znajduje się piękny, drewniany kościół z trzynastego wieku. Nie mogliśmy zwiedzić go w środku, ponieważ odbywała się właśnie jakaś uroczystość ale i z zewnątrz robi wrażenie i misternym wykonaniem, rzeźbionymi detalami i wielkością. Jest to na pewno perełka architektoniczna. Kościół otoczony jest cmentarzem z nagrobkami wykonanymi z łupków.

1 komentarz:

  1. Popraw tylko "Knute Hyta" :)

    A ja ktoś zainteresowany Norwegią i chciałby jeszcze coś się niej dowiedzieć, zapraszam na mojego bloga do rozdziałów zatytułowanych "Norweski Dziennik"
    http://www.joemonster.org/blog/Wathgurth

    OdpowiedzUsuń