sobota, 23 lutego 2013

Jeszcze o pracy

Przerwałam wczoraj pisać, bo zastanawiałam się, jak opisać pracę w szkole. Potem postanowiłam się z tym problemem przespać i już wiem, że zachowam dystans. Wylewanie żalów czy też wiadra pomyj na pewno by się tu przyjęło, bo internet przyjmuje wszystko, ale nie przyniosłoby mi satysfakcji. Ci o mnie nie lubili nie zmienią się pod wpływem tego, co napiszę, a ci, z którymi byłam bliżej mogliby się do mnie zdystansować. Napiszę więc bardzo ogólnie. Środowisko nauczycieli pracujących i mieszkających na wsi jest bardzo zawistne i wredne - z wyjątkami oczywiście. Ci ludzie w zbyt wielu miejscach ocierają się o siebie. Nie tylko w szkole ale i poza nią muszą się spotykać. Znają się więc dość dobrze i jeśli nie potrafią wyzbyć się zawiści robią sobie małe i większe złośliwości. Poza tym wydaje się im, że jeżeli skończyli studia (często zaocznie), to są największymi autorytetami i nie ma ludzi mądrzejszych od nich.
W swojej pracy spotkałam różnych ludzi. Byli tacy, którym coś zawdzięczałam i nie oczekiwali ode mnie nic w zamian. Byli też tacy, którzy mi coś zawdzięczali, a potem odwrócili się ode mnie lub nastawili się wrogo. Jestem w tanie to zrozumieć, bo z reguły ludzie nie lubią zawdzięczać coś komuś. Najbardziej bolało to, że ludzie, których starałam się bronić, gdy mieli kłopoty potem podkładali mi świnie. Mogłabym napisać, że Kaśka zrobiła mi to, a Józek tamto - ale po co, ich sumienia, to nie ruszy. Każdy, kto robi jakieś świństwo, przekonuje sam siebie, że robi to w dobrej wierze. 
Byli wśród moich znajomych wspaniali nauczyciele, ale wredni ludzi, byli mierni nauczyciele i wspaniali ludzie, ale byli i tacy, którzy w jednym i drugim byli wspaniali. Z imienia wspomnę tylko Teresę, bo jest to naprawdę wspaniała kobieta, nie pozbawione zwykłych, ludzkich cech. Świetna jako katechetka. Podchodząca do nauczanej religii z dystansem i nie nawiedzona. Doskonale rozumie młodzież i potrafi pozytywnie ją motywować. Świetna jako koleżanka choć też nie święta. Po porostu zwyczajny dobry człowiek nie wynoszący się ponad innych. 
Zupełnie inny przekrój ludzi spotkałam w Kozim Grodzie. O takich, którym przysłowiowa słoma wystawała z butów, a mieli się za "Bóg wie co", po zwykłych prostych ludzi gotowych, w każdej chwili służyć pomocą innym. Ale i tu nie obyło się bez zawiści i skłócenia ludzi. Szkoda, bo w tak małym środowisku nie powinno być nastawiania przeciwko sobie różnych grup. Wszyscy powinni trzymać się razem, a nie przeciwko sobie. Biuro przeciw kuchni, pokojowe przeciw recepcji - było to trochę chore, ale widocznie takie stosunki pracy odpowiadały właścicielom. Praca w Kozim grodzie nauczyła mnie wielu nowych rzeczy - liznęłam trochę wiedzy o alkoholach, otworzyłam się na rozmowy z obcymi ludźmi ale dowiedziałam się też, jak jedna sprytna osoba może manipulować innymi i mącić w środowisku. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz