piątek, 1 marca 2013

Rak

Rak trzonu macicy (rak endometrium, łac. carcinoma endometrium, ang. endometrial cancer) – najczęstszy nowotwór złośliwy trzonu macicy. Dokładniej jest to rak błony śluzowej trzonu macicy. Epidemiologia Rak endometrium jest 4. pod względem zachorowalności nowotworem złośliwym u kobiet. Największa zachorowalność przypada na przedział 55–70 lat.
To mnie dopadło. Próbuję przeanalizować swoje reakcje na chorobę. Na początku chyba nie chciałam wierzyć, bo lekarz w Szpitalu Wojewódzkim jakoś, tak niejasno wyrażał się o wynikach histopatologicznych  z materiału pobranego w czasie łyżeczkowania. Wtedy jeszcze nie padło to najważniejsze słowo - rak. Jedynie lekarz przekonywał mnie o konieczności szybkiego zgłoszenia się na Kliniczną w celu ustalenia terminu operacji. Dopiero od lekarz na Klinicznej dowiedziałam się, co na prawdę wykryto w moim ciele i na czym konkretnie ma polegać operacja. Wtedy też został ustalony jej termin. 
No i dopiero od tego momentu zaczęło się wiele dziać w mojej głowie. Dominujący był oczywiście strach. Lekarz zaznaczył, że jest to raczej stadium początkowe ale dodał jednocześnie, że dokładnie będzie wiadomo dopiero po operacji. Oczywiście zaczęły przypominać mi się opowieści o tym, jak to kogoś miano operować, ale w trakcie zabiegu stwierdzono, że jest już za późno. Tego bałam się najbardziej. Bałam się także samej operacji, bo przecież nigdy nie byłam operowana, a w szpitalu (poza okresem bardzo wczesnego dzieciństwa) leżałam tylko tyle, co po porodach. Nie wiedziałam, jak zareaguję na znieczulenie, jak będę się czuła po operacji i jak będę reagować na ból. Bałam się leczenia pooperacyjnego. Zbyt wiele nasłuchałam się o skutkach chemii i radioterapii, żeby o ich ewentualnym zastosowaniu u mnie myśleć spokojnie.
Drugą prześladującą mnie w tym czasie myślą, było stwierdzenie, że zdradziło mnie własne ciało. Do tej pory byłam stosunkowo zdrowa. Zawsze chwaliłam się, że moja doskonała kondycja zdrowotna wynika z mieszania populacji. Mama pochodziła z Kalisza, tato z Podlasia, a więc nikłe były szanse na genetyczne predyspozycje chorobowe. I nagle dowiedziałam się, że mam raka. Jak moje ciało mogło mi to zrobić. Czym sobie na to zasłużyłam. Przecież dbałam o nie, starałam się kontrolować je co jakiś czas u różnych lekarzy, wykonywałam badania profilaktyczne i wszystko na nic. Mam raka i nie wiem, jak długo z nim pożyję. 
Potem zaczęłam czytać i wyszło, że to nie moje ciało mi, ale ja mojemu ciału, bo nadwaga jest czynnikiem sprzyjającym rozwojowi tego typu nowotworów  Ja przecież nie jestem chudzinką, a raczej grubą babą. Zbyt dogadzałam mojemu ciału i ono zbuntowało się przeciwko mnie. Jedynie mój tytoniowy nałóg, spowalniał rozwój rosnącej we mnie gadziny. I już przestałam mieć pretensje do swojego ciała. Mam to, co sama sobie wypracowałam.
Przez cały ten czas robiłam "dobrą minę do złej gry" i starłam się nie pokazywać po sobie, jak mnie to dręczy i jak się boję. Oczywiście zadziałał tu też mój wrodzony optymizm. Wierzyłam, że wszystko musi skończyć się dobrze, choć być może po długim leczeniu. W końcu w 75% rak ten jest wyleczalny, więc ja muszę być wśród tych 75%. Tak mówiłam wszystkim i tak starałam się wierzyć. Nie chciałam, żeby inni martwili się tym, że ja się boję. Wystarczającym powodem do zmartwień była sama choroba. 
Potem była operacja. Na sali pooperacyjnej czułam się raczej nieszczególnie, byłam osłabiona, wymiotowałam po narkozie i dość mocno bolała mnie rana pooperacyjna. Ćwiczenia w poruszaniu się i wstawaniu były dla mnie bardzo męczące. Jaszcze pierwsza noc na sali normalnej była dość ciężka, ale później już było co raz lepiej. Gdy operująca mnie lekarka powiedziała, że z zaplanowanego zabiegu nie wycięto mi węzłów chłonnych, bo były czyste, i że raczej nie będzie potrzebna dodatkowa terapia poczułam tak ogromną ulgę, że łzy popłynęły mi z oczu. Dopiero po tej rozmowie mogłam zadzwonić do Bożeny i Krystyny. Wcześniej nie byłam w stanie się przełamać. Od razu też poczułam się dużo lepiej i już następnego dnia mogłaby iść do domu. Oczywiście lekarze zatrzymali mnie jeszcze trochę w szpitalu, ale już czułam się zdrowa. Jedynie obiadów nie mogłam jeść, po prostu były nie jadalne. Zawzięcie spacerowałam po korytarzu, żeby nabrać sił. Z początku spacer w obie strony był bardzo męczący, ale za każdym razem było, co raz lepiej. Jednego dnia praktykantki mierzyły mi ciśnienie i temperaturę i uzyskał ciekawe wyniki - ciśnienie górne ok. 80, a temperatura nie wyświetlała się wcale. Ponieważ czułam się bardzo dobrze i wcześniej ani później nie było problemu z wynikami, myślę, że po prostu dziewczyny robiły to trochę nieumiejętnie. Uczyły się i miały prawo do błędów. Gdy dowiedziałam się, że idę do domu byłam szczęśliwa.
W tym poszpitalnym okresie najgorzej miała Basia, bo oprócz Hirka musiała zająć się jeszcze mną. Wiadomo - niewiele mogłam zrobić, rana pooperacyjna wciąż jeszcze była świeża i trzeba było zakładać na nią opatrunki, więcej leżałam niż chodziłam. Musiała palić w piecu, gotowa,  zmywać  sprzątać  a  jeszcze  na dokładkę  szykować  święta. Spisała  się n a  medal.
 I chwała jej za to. 
Jeszcze do końca grudnia musiałam robić sobie zastrzyki przeciw skrzepowe w brzuch i to chyba było najgorsze. Po trzech tygodniach od operacji odebrałam wynik i dowiedziałam się, że jest bardzo dobrze i żadne dalsze leczenie nie jest potrzebne jedynie systematyczna kontrola. Teraz czeka mnie tomograf i USG, oraz wizyta u ginekologa-onkologa. A potem zobaczymy, co wykażą badania. Jestem dobrej myśli. Oczywiście przez pięć lat muszę się mieć na baczności bo dopiero po tym okresie będzie można powiedzieć, że jestem wyleczona. 
Pozostanie mi po operacji paskudna blizna na brzuchu, ale jeżeli ma to być jedyna cena za usunięcie raka i zdrowie, to mogę ją polubić.
Usunięto mi wszystkie narządy kobiece. Niektóre kobiety twierdzą, że usunięcie ich powoduje, że przestają czuć się kobietami. Ja nie mam tego problemu. Przecież te narządy już nie były mi do niczego potrzebne. Usunięto mi źródło zagrożenia dla życia. I cieszę się, że tylko na tym się skończyło.  
Wiem, że będzie co raz lepiej!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz