sobota, 23 marca 2013

Finlandia

Dla mnie jest to kraj szkierów. 


Miałam okazję odwiedzić Finlandię w 1978 roku w ramach wymiany studenckiej. W tamtych czasach studentów wysyłano za granicę z 10 dolarami w kieszeni, więc czułyśmy się z Aśką dość niekomfortowo, ale kraj robił na nas wrażenie. Z siermiężnej polskiej rzeczywistości trafiłyśmy do kraju normalnego - pełny luz blues. Do Helsinek płynęłyśmy promem ponad 24 godziny.Ponieważ płynął z nami chłopak z Abo Akademy, który był u nas na wymianie, mogłyśmy po raz pierwszy skorzystać z sauny już na promie - on fundował. Wpłynęliśmy do portu w Helsinkach wieczorem, więc właściwie nie widziałyśmy jak on wygląda.  Czekał na nas jakiś chłopak (już nawet nie pamiętam jak miał na imię) i z nim autobusem przejechaliśmy do Turku. Nocleg miałyśmy przygotowany w akademiku, w pokoju z jednym podwójnym łożem. Był to pokój dla pary. Akademik był zupełnie inny niż nasze akademiki - przede wszystkim nie było żadnej portierni i wszechwładnych pań portierek, a klucz do pokoju był też kluczem do drzwi wejściowych. Można było swobodnie wchodzić i wychodzić o każdej porze. 
Następnego dnia po zwiedzeniu Uniwersytet w Turku popłynęliśmy z naszym przewodnikiem na Seili - jedną z wysepek szkierowych położoną niedaleko Turku, na której znajdowała się stacja badawcza Uniwersytetu w Turku. Seili jest piękną wysoko wypiętrzoną wyspą, na której kiedyś znajdowała się leprozorium.


Na miejscu okazało się, że najpierw mamy być gośćmi Abo Akademy w ich stacji badawczej Huso na Alandach, więc kolejnym promem wróciliśmy do Turku i zostałyśmy przejęte przez dziewczynę szwedzkiego pochodzenia. Ona zapewniła nam nocleg w domu swoich rodziców - chyba dość zamożnych, bo dom był z basenem. Dla nas wychowanych w socjalistycznej rzeczywistości był to wręcz luksus. Oczywiście popołudnie spędziłyśmy w saunie i na basenie - sama przyjemność.  Po nocy spędzonej w tym nie banalnym domy wsiadłyśmy na prom i popłynęłyśmy na Alandy.



Pierwsze wrażenie to czerwone piaskowce wyłaniające się z zielonego morza. Do Marienhamn  wpłynęliśmy wczesnym popołudniem - odebrał nas z poru Peter (z tytułem profesora, ale zgodnie z fińską tradycją zwracałyśmy się do niego po imieniu). Zawiózł nas do stacji Huso nad zatoką między Hammarland a Finstrom, pokazując po drodze ciekawe miejsca. Spotkałyśmy tam sporą grupę studentów, którzy odbywali właśnie praktyki wakacyjne lub zarabiali wykonując prace związane z obsługą gości stacji. 



Stacja biologiczna Huso zajmuję spory drewniany dom położony daleko od głównych dróg na Alandach. Było to dla nas miejsce wypadowe do zwiedzania ciekawych miejsc na wyspach. To Peter obwoził nas po wyspach, które zostały połączone systemem grobli i dróg. Opowiadał też trochę o historii wysp, które zależały najpierw od Szwecji, potem od Rosji aż w końcu przypadły Finlandii w udziale.


Tu też musiałyśmy oczywiście skorzystać z sauny, z tym, że zgodnie z obowiązującą tu tradycją prosto z sauny należało nago przebiec do zatoki i popływać w zimnej wodzie. Wrażenia niezapomniane. Oczywiście oddzielnie korzystali chłopcy, oddzielnie dziewczęta. Oprócz wycieczek samochodowych odbywaliśmy też wypady łodzią na pobliskie niezamieszkane wysepki. Szczególnie jedna z nich była ciekawa, gdyż znajdowało się na nie sporo tzw. rockpools (basenów skalnych). Każdy z nich miał inny kolor wody oraz inną faunę i florę. Tak, jak na poniższym zdjęciu była to wystająca z morz skała z kilkoma drzewami, skąpą trawą i mnóstwem zagłębień wypełnionych wodą - a każde z nich inne, w zależności od nasłonecznienia, sąsiadującej roślinności czy koloru podłoża.


Po powrocie z Alandów do Turku miałyśmy dzień na zwiedzanie dawnej stolicy Finlandii. Po mieście obwoził nas garbusem młody Szwed, student historii na Abo Akademy. Najbardziej podobał mi się średniowieczny zamek. 


Dopiero w Turku dowiedziałam się, że Katarzyna Jagiellonka, która wyszła za mąż za Jan Wazę dość długo rezydowała w tym właśnie zamku (przywiozła ze sobą 1000 bogato zdobionych renesansowych sukien), a dopiero po bezpotomnej śmierci króla szwedzkiego Eryka zasiadła wraz z mężem  na tronie w Sztokholmie. Zamek jest dość duży i sporo czasu zajmuje jego zwiedzanie. Potem oglądałyśmy miasto i jego okolice, między innymi letnią rezydencję prezydenta (w tamtych czasach, każdy mógł wejść do otaczającego ją ogrodu, a jeżeli spotkał prezydenta mógł z nim porozmawiać). Widziałyśmy dom Stradivariusa oraz muzeum architekta Aalto i pomnik słynnego biegacz fińskiego Paavo Nurmi.



Wieczór spędziłyśmy w letnim domku na niewielkiej wysepce niedaleko miasta. Atrakcją wieczoru były pieczone na ogniu parówki i cienkie fińskie piwo. Miodówka z rodzynkami mojej własnej roboty,  dla Finów była zbyt mocna. Rozśmieszył nas tam dwuosobowy kibelek z serduszkiem.
Następnego dnia ponownie popłynęłyśmy na Seili.


Naszym gospodarzem na Seili był Matti. To on opowiedział nam historię wyspy i obwoził nas łodzią po okolicy. Same spacerowałyśmy po wyspie i wzdłuż jej brzegów. Okazało się, że rośnie tam mnóstwo grzybów, których nikt nie zbiera. 



 Drewniany kościółek na zdjęciu był kiedyś częścią leprozorium, obecnie nie jest używany. Na  Seili poznałyśmy Johna, młodego studenta z Anglii, który też przyjechał na wymianę studencką. Tam też po raz pierwszy piłam bananowego bolsa. Wyspa jest piękna w większości posiada strome, skaliste, klifowe brzegi. Jedynie  chyba od strony zachodniej znajduję się niewielki kawałek płaskiego brzegu wykorzystany na przystań, w której zatrzymuje się lokalny prom.



Po kliku dniach spędzonych na wyspie wróciłyśmy razem z Mattim do Turku. Popołudnie i wieczór spędziłyśmy razem z nim. Pokazał nam on inny sposób picia wódki - z gorącą wodą (okropność). Następnego dnia wcześnie rano pociągiem pojechaliśmy do Helsinek. Ponieważ prom odpływał wieczorem mieliśmy trochę czasu na zwiedzanie miasta i dopiero wtedy zorientowałam się, jak pięknie jest ono położone wokół zatoki stanowiącej port.



Na dworcu w Helsinkach jakiś menel proponował nam trawę i inne narkotyki. Oczywiście my byłyśmy bardzo porządne dziewczyny i sama propozycja była dla nas obrzydliwa. Zwiedzałyśmy też Muzeum Miasta, ale niewiele z niego pamiętam. Wieczorem wsiadłyśmy na prom. Jakiś steward widząc dwie zabiedzone dziewczyny wracające do kraju postawił nam kolację w postaci jajek sadzonych na boczku. Tak skończyła się fińska przygoda.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz