Jeżeli Śmigus-Dyngus wypada w Prima Aprilis to pogoda nie mogła być inna. Za oknem mam pół metra śniegu i ciągle pada. Widok z okna jest na zdjęciu zrobionym przed chwilą.
Nawet kocie ślady są ledwo widoczne. Takich świąt Wielkiej Nocy jeszcze nie przeżyłam. Bywało, że padał śnieg lub deszcz ze śniegiem, ale z reguły zaraz topniał, a w ogródku przebijały się już przebiśniegi. W tym roku raczej to nie możliwe - przez pół metra się nie przebiją. W sumie jak śnieg spadł po chwilowej odwilży na początku marca, tak leży do tej pory i systematycznie go przybywa. Chyba wiosna zapomniała o nas.
Dzisiaj też Gien obchodzi urodziny - siedemdziesiąte szóste. Od dawana odnoszę wrażenie, że sam fakt urodzenia się w Prima Aprilis był największym kawałem jaki w życiu zrobił. Nie znam człowieka z mniejszym poczuciem humoru i mniejszym dystansem do własnej osoby, a ten akurat jest moim mężem. Sama go wybrałam - "widziały gały, co brały". Ciekawe czy inni urodzeni w Prima Aprilis, też pozbawieni są poczucia humoru?
Święta to najgłupsze dni w roku - zwłaszcza, gdy pogoda jest byle jaka. Człowiek siedzi w domu - swoim lub u kogoś - przy pełno zastawionym stole i je. My wczoraj byliśmy u Hoffmannów, na Grażyny. Dziś Jacki przyjeżdżają do nas. Pogoda znów nie zachęca do spacerów, więc będziemy siedzieć w domu. Jutro już raczej na pewno wyjdę w świat. Właśnie umówiłam się z Ewą u Jadzi. Jadzia oczywiście nic o tym nie wie. U niej zawsze na Wielkanoc zakwitały żonkile - w tym roku oczywiście nie dały rady. No cóż Prima Aprilis.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz