piątek, 23 maja 2014

Ble, ble, ble

Skończyłam pisać pracę z ekonomii. Szło mi jak po grudzie, ale udało się. Teraz wreszcie mam czas na własne zajęcia. Mówią, że emeryci mają dużo czasu, a ja nie mogę zrobić wszystkiego, co bym chciała w ciągu dnia i mimo, że wstaję w miarę wcześnie do późnej nocy mam, co robić. Oczywiście jest w tym  czas na rozrywkę czyli czytanie i gry. To  mi się od życia należy. Kalibrowanie to też przyemność, ale wymaga więszej koncetracji i odrobinę myślenia. Po chłodach i deszczach w ubiegłym tygodniu przyszła fale upałów - jak dla mnie zbyt gwałtownie - lubię łagodne przejścia od niskich do wysokich temperatur. Ale dzięki upałom mogłam wczoraj sfotografować jszczurkę wygrzewjącą się na pustaku przed domem. Czyż nie jest śliczna?






























Miałam sprawdzić, jaki to gatunek, a potem zapomniałam. Pewnie to zwinka lub żyworódka, bo te gatunki najczęściej się u nas spotyka. Była mała i urocza. Fotografowałam ją rano, więc pewnie wyszła z ukrycia, by się rozgrzać się na słoneczku i rozruszać, dlatego nieruchomo pozowała do zdjęć.
Ewa przyjechała na trochę do Polski, ale w brydża pograliśmy tylko raz, bo czwarty czyli Basia jednego dnia była u Oliwki na korepetycjach, a wczoraj poleciała do Jacka do Norwegii i wróci dopiero w poniedziałek. Ela ma komunię wnuka, więc nie udziela się towarzysko. I tak wciąż czekamy na "czwartego do brydża". W związku z powyższym przypomniało mi się, jak to było w akademiku. Najpierw ktoś krzyczał na korytarz: "Czwarty do brydża potrzebny", a za chwilę ta sama osba wołała: "Czwarty do brydża już nie potrzebny". 





2 komentarze:

  1. Moim zdaniem żyworódka ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Być może. Aż tak dobrze nie znam się na jaszczurach, ale sprawdzałam z przewodnikiem.

    OdpowiedzUsuń