wtorek, 20 października 2015

Irlandia V

Czwartkowy poranek przywitał nas gęstą mgłą. Nie wróżyło to dobrze wykupionej na ten dzień objazdowej wycieczce po Burrenach. Pozostała tylko nadzieja, że w południe mgła się podniesie i na Cliffs of Moher nie stracimy nic z urody tego miejsca. Jadąc w gęstej mgle niewiele mogliśmy zobaczyć z nagich wzgórz zbudowanych z wapiennych łupków. Tylko czasami wynurzały się spośród mgły.

Wzgórza Burren są zbudowane z wapiennych łupków.
Pośród tych wzgórz znajduje się jedna z wielu atrakcji Regionu Burren - Aillwee Cave znajdująca się w hrabstwie Clare. Jej nazwa pochodzi od irlandzkiego wyrażenia  Aill Bhui  - co oznacza "żółty klif". Jest to typowa jaskinia krasowa, wyrzeźbiona w miękkich skałach przez wody opadowe. 

Aillwee Cave leży na południe od Galway  pośród nagich, wapiennych wzgórz.

Woda przesączając się przez liczne szczeliny rzeźbi skały i wypłukuje komory jaskini.


W przed wejściem na trasę wycieczkową po Aillwee Cave można w jej przedsionku zjeść małe co-nieco, wypić kawę lub kupić pamiątki.
Jaskinia została odkryta w 1944 roku przez okolicznego Farmera Jacka McGanna, który biegł za psem goniącym królika. Przez około trzydzieści lat nie rozgłaszał swojego odkrycia i dopiero w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku została ona zeksplorowana przez grotołazów. Do zwiedzania udostępniono około jednej trzeciej z około kilometra podziemnych korytarzy. Dla bywalców Postojej czy choćby polskiego Raju nie prezentuje się ona zbyt okazale, choć można w niej znaleźć wiele typowych dla jaskiń form, ale w skali mikro. Są tu niewielkie stalaktyty, draperie skalne, stalgmity i kolumny, a nawet podziemny wodospad.  Na początku trasy wycieczkowej można oglądać kości niedźwiedzia. Legenda mówi, że są to ości ostatniego niedźwiedzia w Irlandii. Jaskinia liczy sobie jakieś osiem tysięcy lat, ale w jej zakamarkach można znaleźć znacznie starsze kalcyty. Po jaskini wożna poruszać się tylko wyznaczoną trasą pod opieką przewodnika. Mimo, że mój angielski jest dość zardzewiały udało mi się sporo zrozumieć z opowieści pani przewodnik, a resztę po prostu "wygooglałam". Przydatna okazała się także znajomość geologii, bo nawet jeśli nie wiedziałam jak jest po angielsku draperia, to jej widok od razu wyjaśnił  i wszystko. Jaskinia warta jest obejrzenia, bo najciekawsze jej elementy są ładnie wyeksponowane dzięki punktowemu oświetleniu.

Zwiedzających Aillwee Cave witała para jednakowych kociaków. Wdzięcznie pozowały do zdjęć, a fotografował je każdy.

Wypchany niedźwiedź przygląda się turystom.

Ciekawe ubarwienie skał.

Kapiąca woda i utworzona przez nią niewielka draperia.

Tony skał na naszymi głowami.

Niewielkie nacieki na stropie.

Tu już wyraźne stalaktyty.

Wytrącająca się z wody skała tworzy niewielkie "cycki" które za sto lat może będą stalaktytami. Tow tej komorze leżą kości niedźwiedzia.

Te stalaktyty mają grubość patyczka do szaszłyków.

Punktowe oświetlenie wydobywa najciekawsze nacieki skalne.

Niewielkie stalaktyty mają różne barwy w sztucznym świetle włączonym dla zwiedzających.

Rozproszone w powietrzu kropelki wody przy wodospadzie lśnią w błysku flesza.

Ten kot witał nas po wyjściu z jaskini. Ktoś by pomyślał, że w jej wnętrzu czas stanął w miejscu, podczas gdy na zewnątrz widziany wcześnie kociak zdążył urosnąć. Niestety to tylko matka zastąpiła maluch.

W tej skale woda wyrzeźbiła Aillwee Cave.

W szczelina skalnych doskonałe miejsce do życia znajdują różnorodne rośliny.

W sąsiedztwie jaskini są też inne atrakcje, niestety program wycieczki ich nie obejmował. Szkoda, że nie mogłam odwiedzić ekspozycji w Burren Birds of Prey Centre.
To zdjęcie zrobiłam przez szybę autobusu zjeżdżającego spod jaskini Aillwee, ale nie kojarzę takiego wodotrysku. 





































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz