piątek, 23 października 2015

Irlandia VII



Z klifów Moher wyruszyliśmy w drogę powrotną do Galway z małym przystankiem w Doolin. Jest to miejscowość turystyczna z przystanią promową, z której wyruszają statki turystyczne na Arany. My mieliśmy tylko czas na piwo w wybranym przez kierowcę pubie. Podejrzewam, że kierowcy wycieczkowych autobusów mają jakieś układy z właścicielami pubów, bo zatrzymują się przy wybranym przez siebie. Andrzej mówił, że poprzednim razem mieli przystanek przy innym. Jednakże sam pub warto było zobaczyć. Wystrój wnętrza bazuje na starociach. Sam budynek nie wydaje się stary ale zgromadzone wewnątrz stare butelki, worki, skrzynie książki i inne przedmioty codziennego użytku nadają mu szacowny wygląd, a klimat tego miejsca na pewno pogłębia się przy sztucznym oświetleniu wieczorem i muzyce na żywo. Dalej wyruszyliśmy piękną, nadmorską drogą. Jak większość dróg w Irlandii była ona wąska, pozbawiona pobocza i w większości ograniczona z obydwóch stron murkami. Czasami murek odgradzał drogę od stromego morskiego brzegu, czasami droga przylegała do stromego zbocza wapiennego wzgórza. Płaskowyż Burren wbrew nazwie nie jest płaski - jest to teren pofalowany z licznymi wapiennymi pagórkami, czasami nagimi, a więc o jasnoszarej barwie, a czasami pokryty zielonymi łąkami porozdzielanymi tak charakterystycznymi dla Irlandii murkami. Często pasma zieleni przeplatają się z pasmami nagich skał, co w rezultacie stwarza bardzo urozmaicony i piękny krajobraz. Po drodze zatrzymaliśmy się dwa razy dla, jak to określił kierowca, uwiecznienia ciekawych miejsc. W miejscu pierwszego postoju droga wciska się pomiędzy urwistą krawędź wzgórza z prawej strony i stromy klif z lewej. Sądząc z ilości stojących w niewielkim rozszerzeniu terenu autobusów jest to stały punkt programu wycieczek objazdowych. Miejsce jest piękne. W stromym klifie niewielkie pęknięcie tworzy małą zatoczkę. Mocno spękane skały ukazują jak pracuje klif i jak w przyszłości będzie postępować erozja brzegu w tym miejscu. Oczywiście na wystającym cyplu większość wycieczkowiczów pozuje do zdjęcia. Z drugiej strony szosy wznoszące się stromo w górę zbocze jest atrakcyjnym miejscem dla miłośników wspinaczki górskiej - nawet początkujący nie powinni mieć na nim problemów. Z nadmorskiej drogi wyraźnie widać, że na zachodnim wybrzeżu Irlandii istnieją także szerokie plaże na których można korzystać z uroków odpoczynku nad morzem. Nie wiem jak latem, ale pod koniec września były one już zupełnie puste. Z okien autobusu można było obserwować różne ciekawostki krajobrazu Irlandii z dziełami rąk ludzkich włącznie. Mijaliśmy ruiny zamków i jednego opactwa, aż w końcu zatrzymaliśmy się przy Dunguaire Castle (irl. Dún Guaire). Jest to  szesnastowieczna budowla składająca się z wieży i obwarowanego murami dziedzińca położona na niewielkim półwyspie w południowo-wschodniej części Zatoki Galway, w pobliżu miejscowości Kinvarra. Nazwa wywodzi się od Dun, czyli średniowiecznego fortu, wybudowanego dla króla Guaire. Wysoka na 75 m wieża i teren zamku zostały odrestaurowane i w okresie letnim udostępnione turystom. Zameczek był też wykorzystany w kilku filmach. W wodach zatoczki u stóp zamku wesoło baraszkowało stadko fok. Pierwszy raz w życiu miałam okazję oglądać foki w ich naturalnym środowisku. Był to już ostatni punkt wycieczki. Całość była bardzo interesująca, opatrzona komentarzem kierowcy do wszystkich interesujących punktów na trasie, a przerwy w komentarzach wypełniała muzyka irlandzka i szanty - niektóre z nich nawet mogliśmy z Andrzejem zaśpiewać. Wiele zdjęć robiłam zza szyby jadącego autobusu więc może się na nich trafić kawałek głowy kierowcy lub odblask światła na szybie. Pod koniec wycieczki wyczerpała mi się bateria w aparacie, więc ostatnie zdjęcia robiłam telefonem. Też chyba wyszły nieźle.

Zielona linia to droga nadmorska.

Wszystkie miejscowości w Zachodniej Irlandii wyglądają podobnie

i doskonale wpisują się w krajobraz.

Typowy irlandzki pub niczym nie wyróżniający się na zewnątrz 

i zadziwiający ilością staroci zgromadzonych wewnątrz.

Tu serwują dobre irlandzkie piwo.

Bar wygląda imponująco.

Choć pub znajdował się w centrum Doolin to krajobraz po drugiej stronie drogi na to nie wskazuje.

A droga jak to zwykle w Irlandii kręta i wąska.

Takich ruin mija się kilka po drodze.

Skalne urwisko przyciąga miłośników wspinaczki.

Rozpadlina skalna tworzy mini zatoczkę. 


Na wystającym w morze cyplu wielu ludzi pozuje do zdjęcia.

Rośliny wykorzystują najdrobniejsze nawet szczeliny ty się zakorzenić i zając nowe siedlisko.

Z jednej strony stromo opadające ku morzu urwisko

a z drugiej wznoszące się wysoko skały. Tak na wielu odcinkach wygląda nadmorska droga.

Tablice informacyjne bobrze wpasowane  są w krajobraz. Wykonano je z występującego tu wapiennego łupka.

Wielu ludzi podziwia nadmorski krajobraz. W głębi widać zamglony klif Moher.

Roślinki w skałach wyglądają skronie, ale mają dużą żywotność i doskonale sobie radzą w skrajnie trudnych warunkach.

Łąki przy drodze porozdzielane są łupkowymi murkami.

Kawałek szerokiej plaży o tej porze roku jest już pusty,

ale przy łagodnej fali przyboju sprawia miłe wrażenie.

Droga jest wąska i kręta,

a od stromego klifu oddziela ją tylko skalny murek.
















W głębi ruiny jakiegoś opactwa, a na pierwszym planie bardzo ciekawe drzewo.

Droga wąska i kręta, ale dopuszczalna prędkość to 100 km/h .

Przed nami nagie skalne wzgórze charakterystyczne dla Burren.

W zatoczce u stóp Dunguaire Castle baraszkowały foki. Niestety na zdjęciu głowa jednej z nich wygląda jak łepek szpilki, a pozostałe zlewają się z tłem.

Zamek choć niewielki ma ciekawą bryłę i ładnie prezentuje się z daleka.

Jego sylwetka odbija się w wodach zatoczki.

Do zamku walą tłumy.

Każdy chce go obejrzeć i obfotografować ze wszystkich stron.

Niestety wejścia do środka strzeże "cerber".
Zamek można obejść w koło.

A po przeciwnej stronie drogi ruiny typowego irlandzkiego domu i ciekawie przystrzyżone drzewa.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz