niedziela, 25 października 2015

Irlandia IX

Sobotę spędziliśmy pod żaglami. Szefa Pawła, Cormac MacDonncha zaprosił nas do uczestnictwa w jednodniowym rejsie z Galway do Rosaveel na jachcie "Atlantic Blue". Jacht jest piękny - wysmukła sylwetka kadłuba i wysoki maszt dodają mu gracji. Firma "Atlantic Way Sailing" organizuje na nim rejsy dla turystów po wodach w przybrzeżnych w okolicach Galway. Choć moim zdaniem i na otwartym oceanie jacht spisuje się dzielnie. W sobotę należało przeprowadzić go z jednego portu do drugiego, bo w następny rejs został wynajęty właśnie z Rosaveel.



Przy prawie bezwietrznej pogodzie sporą część trasy musieliśmy pokonać na silniku, ale i tak wrażeń było co niemiara. Na początku obserwowaliśmy foki w pobliżu portu w Galway, potem pokazały się delfiny. Pierwszy raz w życiu żeglowałam po oceanie, bo zatoka Galway otwiera się szeroko na Atlantyk, a archipelag Aran Islands stanowi niewielką zaporę przed otwartym oceanem. Pierwszy raz też widziałam w naturze delfiny - nie wyskakiwały wysoko w górę, jak to czasami obserwuje się na filmach, ale pokazały się nam, a może same sprawdziły, kto się pałęta po ich terytorium. Niestety nie udało mi się ich sfotografować, gdyż poruszają się zbyt szybko, ale wyglądały prawie tak, jak na zamieszczonym poniżej zdjęciu.

Zdjęcie ze strony: www.zdjęcia-zwierząta.com
Jeden nawet dość długo płynął obok dziobu jachtu. W niewielkiej mgiełce daleko widniały brzegi zatoki, szlak żeglugowy wyznaczały boje, a jacht spokojnie płynął na przód. W obecnych czasach nawigacja elektroniczna jest podstawą wyznaczania kursu. Nikt nie bawi się z zliczeniówkę, jak robiliśmy to prawie czterdzieści lat temu na "Swarożycu". Paweł z Cormakiem na krótko przesiedli się na ponton, by obfotografować i sfilmować jacht płynący pod żaglami. Przez ten krótki czas płynęliśmy bez wspomagania silnikiem. Paweł zrobiła potem fajny filmik, który zamieścił na YouTube'ie (https://www.youtube.com/watch?v=kCXmwkKqVXU&feature=youtu.be). Na wodzie spędziliśmy cały dzień. Choć wydawałoby się, że nic się nie działo, bo żadnych sztormów, żadnych rekinów i żadnych morskich przypadłości, ale wrażeń było i tak, co nie miara. Piękne krajobrazy, mijane statki, zwierzęta morskie i sama żegluga sprawiły mi niesamowitą frajdę. Jak zwykle nie rozstawałam się z z moim aparatem i narobiłam mnóstwo zdjęć. Część z nich prezentuję poniżej. 
Port w Galway. Kubuś już się zaokrętował.  Wschodzące słońce żegna nas obitym refleksem.

Galway już za nami.

Z prawej mijaliśmy wyspę Tawin - to chyba ona na horyzoncie.

Płyniemy pod flagą hrabstwa Galway.

Monika przejęła ster, Cormak nawiguje.

Pod żaglem widoczna boja i przepływający w oddali statek.

Nawigacja elektroniczna to spore ułatwienie żeglugi.

Wiatr słaby więc żagle trochę obwisły. Wspomagamy się silnikiem.

Takie spotkanie w Zatoce Galway nie należy do wyjątków.

Trochę przywiało - żagiel się wypełnia.

Paewł z Cormakiem wyruszają na sesję fotograficzną. Jerry umawiał się z nimi w New York.

Wzajemne pozdrowienia żeglarzy. Mija nas całkiem niezła łódka.

Brzeg jest skalisty, porośnięty niską roślinnością, złocący się masą żółtych kwiatów.

Przed nami port w Rosaveel. 

Przed opuszczeniem jachtu niezbędny clar.

"Atlantic Blue" w pełnej krasie przy kei w Rosaveel.

Przed nami już tylko droga do Galway.

Poniższe zdjęcia zrobił Paweł. Warto spojrzeć na rejs jego oczami.

"Atlantic Blue" pod pełnymi żaglami.

Starzy się patrzą, a najmłodszy ochoczo ciągnie sznurki na kabestanie.

Paweł z Kubusiem pozują Monice do zdjęcia.
Jestem szczerze wdzięczna Cormakowi za umożliwienie mi przeżycia wspaniałej przygody na oceanie. Musiałam przeżyć aż sześćdziesiąt lat by w końcu wypłynąć na Atlantyk. 













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz