Sobotę spędziliśmy pod żaglami. Szefa Pawła, Cormac MacDonncha zaprosił nas do uczestnictwa w jednodniowym rejsie z Galway do Rosaveel na jachcie "Atlantic Blue". Jacht jest piękny - wysmukła sylwetka kadłuba i wysoki maszt dodają mu gracji. Firma "Atlantic Way Sailing" organizuje na nim rejsy dla turystów po wodach w przybrzeżnych w okolicach Galway. Choć moim zdaniem i na otwartym oceanie jacht spisuje się dzielnie. W sobotę należało przeprowadzić go z jednego portu do drugiego, bo w następny rejs został wynajęty właśnie z Rosaveel.
Przy prawie bezwietrznej pogodzie sporą część trasy musieliśmy pokonać na silniku, ale i tak wrażeń było co niemiara. Na początku obserwowaliśmy foki w pobliżu portu w Galway, potem pokazały się delfiny. Pierwszy raz w życiu żeglowałam po oceanie, bo zatoka Galway otwiera się szeroko na Atlantyk, a archipelag Aran Islands stanowi niewielką zaporę przed otwartym oceanem. Pierwszy raz też widziałam w naturze delfiny - nie wyskakiwały wysoko w górę, jak to czasami obserwuje się na filmach, ale pokazały się nam, a może same sprawdziły, kto się pałęta po ich terytorium. Niestety nie udało mi się ich sfotografować, gdyż poruszają się zbyt szybko, ale wyglądały prawie tak, jak na zamieszczonym poniżej zdjęciu.
|
Zdjęcie ze strony: www.zdjęcia-zwierząta.com |
Jeden nawet dość długo płynął obok dziobu jachtu. W niewielkiej mgiełce daleko widniały brzegi zatoki, szlak żeglugowy wyznaczały boje, a jacht spokojnie płynął na przód. W obecnych czasach nawigacja elektroniczna jest podstawą wyznaczania kursu. Nikt nie bawi się z zliczeniówkę, jak robiliśmy to prawie czterdzieści lat temu na "Swarożycu". Paweł z Cormakiem na krótko przesiedli się na ponton, by obfotografować i sfilmować jacht płynący pod żaglami. Przez ten krótki czas płynęliśmy bez wspomagania silnikiem. Paweł zrobiła potem fajny filmik, który zamieścił na YouTube'ie (https://www.youtube.com/watch?v=kCXmwkKqVXU&feature=youtu.be). Na wodzie spędziliśmy cały dzień. Choć wydawałoby się, że nic się nie działo, bo żadnych sztormów, żadnych rekinów i żadnych morskich przypadłości, ale wrażeń było i tak, co nie miara. Piękne krajobrazy, mijane statki, zwierzęta morskie i sama żegluga sprawiły mi niesamowitą frajdę. Jak zwykle nie rozstawałam się z z moim aparatem i narobiłam mnóstwo zdjęć. Część z nich prezentuję poniżej.
|
Port w Galway. Kubuś już się zaokrętował. Wschodzące słońce żegna nas obitym refleksem. |
|
Galway już za nami. |
|
Z prawej mijaliśmy wyspę Tawin - to chyba ona na horyzoncie. |
|
Płyniemy pod flagą hrabstwa Galway. |
|
Monika przejęła ster, Cormak nawiguje. |
|
Pod żaglem widoczna boja i przepływający w oddali statek. |
|
Nawigacja elektroniczna to spore ułatwienie żeglugi. |
|
Wiatr słaby więc żagle trochę obwisły. Wspomagamy się silnikiem. |
|
Takie spotkanie w Zatoce Galway nie należy do wyjątków. |
|
Trochę przywiało - żagiel się wypełnia. |
|
Paewł z Cormakiem wyruszają na sesję fotograficzną. Jerry umawiał się z nimi w New York. |
|
Wzajemne pozdrowienia żeglarzy. Mija nas całkiem niezła łódka. |
|
Brzeg jest skalisty, porośnięty niską roślinnością, złocący się masą żółtych kwiatów. |
|
Przed nami port w Rosaveel. |
|
Przed opuszczeniem jachtu niezbędny clar. |
|
"Atlantic Blue" w pełnej krasie przy kei w Rosaveel. |
|
Przed nami już tylko droga do Galway. |
Poniższe zdjęcia zrobił Paweł. Warto spojrzeć na rejs jego oczami.
|
"Atlantic Blue" pod pełnymi żaglami. |
|
Starzy się patrzą, a najmłodszy ochoczo ciągnie sznurki na kabestanie. |
|
Paweł z Kubusiem pozują Monice do zdjęcia. |
Jestem szczerze wdzięczna Cormakowi za umożliwienie mi przeżycia wspaniałej przygody na oceanie. Musiałam przeżyć aż sześćdziesiąt lat by w końcu wypłynąć na Atlantyk.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz