sobota, 24 października 2015

Irlandia VIII

Będąc w Irlandii, nie mogłam nie odwiedzić tradycyjnego irlandzkiego pubu. Świetne irlandzkie piwo doskonale smakuje w starym wnętrzu, wypełnionym wielką ilością różnorodnych staroci, przy dźwiękach irlandzkiej muzyki, zwłaszcza gdy brzmi ona na żywo. Wieczorem nie ma w pubie smutasów. Wszyscy znakomicie się bawią, śpiewając i podrygując w rytm muzyki. Przyćmione światło, stare wnętrze (lub stylizowane na stare), dobra muzyka i uśmiechnięci ludzie stwarzają specyficzną atmosferą, w której z przyjemnością się odpoczywa. Myślę, że tak powinien wyglądać "wieczór po ciężkim dniu", o którym śpiewali The Beatles (www.youtube.com/watch?v=PlDdcCzKjsc). Nie chcę podawać nazw odwiedzonych pubów, żeby nikt nie posądził mnie o chęć reklamowania wybranych obiektów, myślę że są one rozpoznawalne na zdjęciach. Mnie wnętrza podobały się bardzo. W wielopoziomowym pubie przy Shop Street po raz pierwszy zaskoczyła mnie ogromna ilość i miszmasz nagromadzonych staroci. Obok instrumentów muzycznych, elementy wyposażenia statków, stare beczki, piękny kominek, w stylowych ramach stare zdjęcia i plakaty. W innym masa starych lamp, zamiast stolików stare maszyny do szycia, suszące się nad kominkiem stare marynarskie swetry i gacie a obok stare książki. Różnorodność i ilość wszystkiego jest wręcz zaskakująca, i wbrew pozorom nie razi. Wszystko urządzone jest ze smakiem i czasami wręcz wprawia w zachwyt.
Pisząc o rozrywkach w Galway nie mogę nie wspomnieć o wizycie w kasynie. Jednoręki bandyta był jak na starych filmach, ale ruletka już niestety skomputeryzowana, bez krupiera. Oczywiście oddałam się żyłce hazardu, która tkwi chyba w każdym z nas, ale bez powodzenia - nie rozbiłam banku. Potwierdziła się teoria Chmielewskiej, że urodzeni w kwietniu do hazardu nie mają szczęścia. Paweł z Andrzejem wyszli wygrani, ja przegrałam zaplanowaną kwotę. Jednak ma za sobą kolejne doświadczenie - grałam w kasynie.







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz