Dziś wybrałam się na spacer w stronę Kronene. Idąc ulicą Havet pod górę trafiłam na skraju lasu na kępę miniaturowych żonkili, które tu podobno rosną dziko i na skromnego fiołka trójbarwnego, a kawałek dalej kępę wrzosu z ubiegłorocznymi owocnikami i świżą zielenią gałązek.
Nie doszłam do Skały Królów, tylko trochę wcześniej, niedaleko pięknego, czerwonego skręciłam w prawo i zaczęłam wspinać się na szczyt Storasen.
Droga prowadziła pod górę lekkimi zakosami ale dosyć stromo. Oczywiście zasapałam się ale było warto - widoki przepiękne.
Widoczne w głębi płaty śniegu to stok narciarski. |
Prawie na samym szczycie stoi taki sobie domek - obecnie chyba nie zamieszkały, ale widać, że ktoś o niego dba.
Obok tego domu skręciłam w słabo widoczną ścieżkę w poprzek zbocza lekko schodzącą w dół. Na początku ścieżka była such i dość lekko się nią szło, ale później stała się bardziej stroma, błotnista, z wystającymi skałami - jednym słowem piękna i dzika.
W tym miejscu pośliznęłam się i na kolanach oddałam pokłon królowi gór. |
Trudy schodzenia nagradzały takie widoki pomiędzy drzewami.
W końcu obok dzikiego wąwozu dotarłam do wyznaczonej i opisanej ścieżki turystycznej, o której czytałam wczoraj.
Tą ścieżką dotarłam do ulicy Bergsbakken, a stąd już było blisko do domu. Jeszcze tylko parę zdjęć na panoramę Kongsbergu i dalsze góry oraz na zbocze góry, którą przed chwilą pokonałam.
Wycieczka, choć dość męcząca była wspaniała. Dopiero, gdy zejdzie się z szerszych dróg widać, jak piękne i dzikie są góry w pobliżu Kongsbergu, mimo że nawet w środku lasu widać ślady działalności człowieka w postaci przecinających w poprzek zbocze kamiennych murków.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz