niedziela, 6 lipca 2014

Mundial - ćwierćfinały

Mundialowe ćwierćfinały skończyły się bez niespodzianek czy sensacji. Przeszły drużyny może nie lepsze, ale bardziej obyte  z mundialowymi rozgrywkami (z wyjątkiem Francji, która ma na swoim koncie tytuły mistrzowskie). Oczywiście niemiecki walec przejechał po Francuzach i nie dał im szans na zdobycie chociażby wyrównującej bramki. Usprawiedliwieniem tych ostatnich może być młody wiek wielu zawodników. Mecz wyglądał w ten sposób, że Niemcy dość szybko strzelili bramkę i potem bronili dostępu do swojej, organizując od czasu do czasu kontrataki. Oglądało się to dość dobrze, bo ciągle coś się działo na boisku. W drugim piątkowym meczu Brazylia zmierzyła się z Kolumbią. Oczywiście moja sympatia była podzielona między jednych i drugich, bo bardzo lubię Brazylijczyków, ale zaimponowali mi też Kolumbijczycy. Tym razem jednak pięciokrotni  mistrzowie  świata  przypomnieli  sobie, jak należy grać w piłkę i grali najlepiej w porównaniu z poprzednimi meczami, a Kolumbijczycy albo speszeni sławą rywali, albo mający gorszy dzień grali stosunkowo słabo, skupiając się na obronie. Rodriguez nie miał zbyt wielu okazji do strzałów i dopiero w końcówce,  udało  mu  się  pokonać  Julio  Cesara w rzucie karnym. Niestety był to tylko gol honorowy dla Kolumbii, bo Brazylia miała już na swoim kącie dwa. W  tym  meczu  dość  poważnej  kontuzji  doznał Neymar w wyniku starcia z jednym z zawodników kolumbijskich. Dziennikarze, przynajmniej polscy, od razu zaczęli krzyczeć  o  brutalności  faulu  i  porównywać  go  z  pogryzieniem przez  Suareaza  jednego z Włochów. Ja widziałam co najmniej kilka bardzo podobnych fauli na tych mistrzostwach i nie wszystkie z nich zostały odgwizdane przez sędziego. Gdyby w tym przypadku podobnie, jak w poprzednich nie skończyło się to urazem, nikt nawet słowem nie wspomniałby o brutalnej grze. Generalnie sędziowie mało gwizdali w tym mundialu i wiele nieciekawych fauli uchodziło zawodnikom na sucho. W końcu musiał trafić się jeden wypadek, by ktoś to dostrzegł, ale wtedy wszyscy atakują jednego zawodnika, zapominając, że doprowadziło do tego poprzednie pobłażanie. Oczywiście nie popieram tu brutalnej gry, gdyż bardziej cenię sobie football finezyjny i czysty, ale nie podoba mi się nagonka na jednego, gdy znacznie więcej zawodników gra nie czysto i niebezpiecznie. Sobotnie mecze zaczęli Argentyńczycy, grający w swoim niezbyt ciekawym stylu. Poprzestali na strzeleniu jednej bramki i dalsze akcje nie przyniosły  żadnego   rezultatu.    Młoda   drużyna   Belgii  nie  bardzo   mogła sobie poradzić z Messim i jego kompanami. Żal mi Belgów, bo dotychczas szli jak burza i przegrali w nieciekawym meczu. Ostatni ćwierćfinał w sobotni wieczór rozegrali między sobą Holendrzy i Kostarykańczycy.  Mecz  był  nudny.  Holendrzy bez przekonania atakowali bramkę Navasa, a Kostaryka skutecznie broniła się przed ich atakami. Strzałów na bramkę było stosunkowo mało i nieskuteczne. Sto dwadzieścia minut meczu z dogrywką nie doprowadził do rozstrzygnięcia i zadecydowały dopiero rzuty karne. Tuż przed końcem dogrywki trener holenderski wymienił bramkarza. Ten nowy bardzo mi się nie podobał, gdy podchodził do strzelców Kostaryki, poklepywał ich z politowaniem i coś do nich mówił, dekoncentrując przygotowanych do strzału zawodników. Sędzia nie od razu zareagował na tak niesportowe zachowanie.  Przyzwyczailiśmy się do "Dudek dance" i nie wiąże się on z bezpośrednim kontaktem bramkarza, ze strzelającym karnego zawodnikiem, a równie skutecznie dekoncentruje tego ostatniego. Natomiast poklepywanie i zagadywanie może mocno zdenerwować zawodnika. Holandia o włos otarła się o przegraną w tym meczu i choć na pewno był lepszą drużyną, to sposobem gry nie wzbudziła podziwu. Żal mi Kostaryki, bo wykazali duch walki w poprzednich meczach, skutecznie odpierali napór Greków grając w osłabieniu i świetnie bronili się przed Holendrami. Byli słabsi, ale zdobyli sobie więcej sympatii niż "Oranje". Przed nami następne emocje w meczach półfinałowych. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz