Zaczął się kolejny sezon Ekstraklasy, a więc znów w perspektywie kilka meczy do obejrzenia. Tym razem kupiłyśmy z Basią karnety, bo wychodziło taniej, więc pewnie wszystkie mecze na gdańskim stadionie zaliczymy. Pierwszy mecz w Gdańsku Lechia grała z Podbeskidziem z Bielska-Białej. Był to dziwny mecz. Stuprocentowe sytuacje bramkowe kończyły się fiaskiem, a zwycięska bramka padła w takiej sytuacji, że wielu kibiców nawet nie zauważyło kiedy. Pierwsz połowa była w miarę ciekawa - cały czas coś się działo na boisku. Część spektaklu zaliczył sędzia sypiąc kartkami jak z rękawa, łącznie z czerwoną dla jednego z zawodników Podbeskidzia. Lechia grając w przewadze nie potrafiła tego wykorzystać, a w drugiej połowie po bramce nie słusznie nie zaliczonej przez sędziego (ewidentny strzał z dystansu został potraktowany jako spalony, a przecież nie było to podanie do stojącego na pozycji spalonej Sadajewa) Lechiści jakby sobie odpuścili. Niewiele brakowało, a wyjmowaliby piłkę z własnej bramki. Były to nudne i denerwujące minuty. Nagle na boisku znalazł się inny zespół. Mnie najbardziej podobał się na boisku taki mały blondynek z 19 - Bartłomiej Pawłowski. Biegał jak mały motorek, ambitnie walczył o piłkę, może za dużo dryblował, co prowadziło do strat, ale potrafił, zwłaszcza w pierwszej połowie pięknie doprowadzić piłkę pod bramkę Zajaca, brakowało tylko celnego końcowego podania. Już wkrótce następny mecz na PGE Arena, tym razem z Lechem Poznań. Mam nadzieję, że nasi zagrają lepiej niż ostatnio. Życzę im zwycięstwa nad Piastem w Gliwicach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz