środa, 13 listopada 2013

Szaruga jesienna

"Durno, chmurno, nieprzyjemnie" aż chce się cytować Jana Kaczmarka. Pogoda nie nastraja optymistycznie, choć czasami nawet przedziera się śłońce pomiedzy chmurami. Jesień daje o sobie znać na całego. Nawet kot nie chce wychylić nosa na dwór. Siedzę w domu i oddaję sie twórczości literackiej. Trochę na tym blogu, a trochę pisząc niewielkie opowaiadania. Dopóki nie wyczerpię wszystkich tematów może uda mi się napisać kilka. Może się mylę, ale wydaje mi się, że mam coś do przekazania innym z własnych obserwacji i doświadczeń życiowych. Na ile mi się to udaje jescze nie wiem, dlatego próbkę tego co piszę postanowiłam zamieścić tutaj. Jest to trzecie z rzedu opowiadanie, którego pmysł przyszedł mi dzisiaj do głowy i od razu go zrealizowałam. Życzę miłego czytania i proszę o wyrozumiałość potencjalnych czytelników.

Listek, to tylko przerywnik i nie ma nic wspólego z opowiadaniem.




BABY JUŻ TAKIE SĄ



Pod koniec sierpnia zadzwoniła do mnie Anka i pełnym wzburzenia głosem spytała:
- Pamiętasz Magdę Zalewską?
- Tak. – odpowiedziałam - Taka miła i spokojna blondynka. Spotykam ją czasami, ostatnio jakiś rok temu w Gdańsku. Nie rozmawiałyśmy zbyt długo, bo śpieszyła się z dzieckiem do laryngologa, a ja miałam właśnie umówioną wizytę u ginekologa.
- Wyobraź sobie, że miała romans z własnym szefem, a teraz oskarżyła go o molestowanie. Całe miasteczko aż szumi, bo ten jej szef to bardzo szanowany człowiek. Członek rady parafialnej, dobry mąż i ojciec.
- Chyba nie taki dobry skoro miała romans. A jeśli wykorzystał Magdę to tym bardziej niegodny szacunku.
- No, co ty mówisz. To ona wepchała mu się do łóżka, a gdy ją zostawił wymyśliła to oskarżenie żeby wymusić odszkodowanie. Bo oczywiście wyrzucił ją z pracy.
- Anka, nie oceniaj nikogo, jeżeli nie wiesz na pewno. – powiedziałam
Na tym skończyłyśmy rozmowę i zapomniałabym o wszystkim, gdybym dwa tygodnie później nie spotkała Magdy w Gdańsku w tramwaju. Zachowywała się jakby mnie nie widziała. Była to piękna, trzydziestoletnia kobieta. Podeszłam do niej i zagadnęłam:
- Dzień dobry, Madziu.
- Dzień dobry,  pani Mario. Myślałam, że pani też nie będzie chciała ze mną rozmawiać.
- Dlaczego nie miałabym z tobą rozmawiać? – zapytałam – Czyż to nie ja wstawiłam ci pierwszą w twoim życiu jedynkę i to z matematyki. – dodałam z uśmiechem.
- Bo wszyscy udają, że się nie znamy. – odpowiedziała i zauważyłam w jej oczach łzy.
- Chcesz o tym pogadać. Jest tu niedaleko przyjemna kawiarnia, gdzie nikt nam nie przeszkodzi. - zaproponowałam
- Chętnie. Nawet mam czas, bo dzieci zostawiłam u mamy i powiedziałam, że wrócę późno. Chciałam pobyć trochę sama.
            Spędziłyśmy w kawiarni ze trzy godziny. Magda opowiedziała mi swoją historię. Wszystko zaczęło się od tego, że zostawił ją mąż. Na początku była strasznie zagubiona, bo miała na utrzymaniu dwójkę dzieci i niespłacone mieszkanie. Z pomocą przyszła jej koleżanka ze studiów. Doradziła by przeniosła się do mamy, mieszkanie wynajęła studentom, wystąpiła do sądu o alimenty  i poszukała pracy.   Udało się nawet dość szybko. W mieszkaniu ulokowała się trójka studentów. Mimo, że nie podyktowała wygórowanej ceny, to co płacili wystarczyło na raty i jeszcze trochę zostało. Opłaty też pokrywali lokatorzy, więc nie musiał się martwić. Przyznane przez sąd alimenty oddawała matce na utrzymanie siebie i dzieci, a co najważniejsze znalazła pracę. Została asystentką właściciela firmy obuwniczej w mieście, w którym zamieszkała u rodziców. Była taka szczęśliwa.
            Pracowała już ponad miesiąc, gdy pewnego dnia musiała zostać po godzinach żeby przepisać jakieś listy szefa. Siedział przy komputerze, gdy szef wszedł do sekretariatu i stanął za nią.
- Cieszę się, że pani z nami pracuje. – powiedział i od tyłu złapał ją za piersi.
            Zerwała się z miejsca oburzona. Chciała protestować, gdy poczuła jak on przyciska ją do biurka. Zaskoczona poczuła jego męskość na swoich pośladkach. Ze wzburzenia zamurowało ją i nawet się nie broniła. Wziął ją brutalnie od tyłu. Już po wszystkim klepnął w pupę i powiedział:
- Grzeczna dziewczynka. Dobrze było, prawda. Zobaczysz nie pożałujesz. Potrafię zadbać o swoje dziwki, ale jeżeli będziesz się stawiać zniszczę cię. Wiesz, że ja wiele mogę.
            Wyszedł. Magda pobiegła do toalety i zwymiotowała. Cieszyła się, że już nikogo nie ma w pracy i nikt nie widział jej poniżenia. Wróciła do biura i rozpłakała się.  W pierwszej chwili chciała lecieć na policję i oskarżyć go o gwałt, ale przypomniała sobie jego groźbę. Nie mogła sobie pozwolić na utratę pracy, a poza tym kto jej uwierzy. Ona samotna matka przeciwko najpotężniejszemu człowiekowi w mieście. Bogaty, ustosunkowany, zawsze w pierwszej ławce w kościele. Wróciła do domu nikomu nic nie mówiąc.
 Koszmar trwał kilka miesięcy. Szef wyjaśnił, że w jej pensję wliczone są wszystkie usługi, także te seksualne i powinna się cieszyć, że w ogóle ma pracę, bo na jej miejsce czeka już kilka innych, młodszych i ładniejszych. Znosiła to wszystko ze względu na dzieci, choć za każdym razem czuła do niego obrzydzenie. Nie ważne, że był przystojny i zadbany. Zachowywał się w stosunku do niej jak pan i władca nie znoszący żadnego sprzeciwu. Miarka się przebrała, gdy chciał ją podsunąć klientowi. Zawołał ja do swojego gabinetu i powiedział:
- Ja wychodzę na godzinę, a ty bądź grzeczna. – i wskazał na siedzącego w fotelu niskiego grubasa. Wtedy nie wytrzymała:
- Wal się. – krzyknęła i wybiegła z biura.
            Błąkała się po mieście nie chcąc za szybko wracać do domu, gdy stanęła przed kamienicą z tabliczką kancelarii adwokackiej obok drzwi. Weszła na górę i urzędującej sekretarki zapytała, czy może rozmawiać z prawnikiem, ale koniecznie kobietą. Na szczęście akurat była w biurze mecenas Lewicka i zgodziła się wysłuchać Magdy, mimo że ta ostatnia nie mogła zapłacić za poradę, bo w zdenerwowaniu zostawiła wszystkie swoje rzeczy w pracy. Gdy nie było wtedy nikogo w kancelarii, chyba nigdy nie zdecydowałaby się na rozmowę z prawnikiem. Pewnie zamknęłaby się w sobie i wyjechała na drugi koniec kraju lub za granicę. To mecenas Lewicka, Krystyna pomogła jej podjąć trudną decyzję. Długo musiała ją przekonywać, bo Magda wstydziła się, że o tak intymnych sprawach będzie musiała opowiadać innym. Dopiero argument, że może w ten sposób uda się ochronić inne kobiety przed podobnymi przygodami sprawiła, że się zdecydowała. Krystyna dobrze przygotowała się jeszcze przed złożeniem sprawy w sądzie.
W tak małym miasteczku, jak to w którym mieszkały nie trudno było się dowiedzieć, kto wcześniej pracował u szefa Magdy. Jedna wcześniejsza asystentka i dwie dziewczyny z produkcji zdecydowały się także, wystąpić przeciwko niemu. Także były wykorzystywane seksualnie pod groźbą utraty pracy. W tym czasie Magdzie było bardzo ciężko, bo jedynym źródłem dochodu były alimenty. Rodzice mieli do niej pretensje, że nie potrafiła utrzymać się na stanowisku, a były mąż zagroził, że zabierze jej dzieci. Bardzo pomogła jej Krystyna. Porozmawiała z rodzicami i powiedziała całą prawdę, której Magda nie miała odwagi im wyznać. Powstrzymała ojca, który odgrażał się, że zabije „tego sukinsyna”. Wyjaśniła byłemu, że z zabieraniem dzieci powinien wstrzymać się do rozstrzygnięcia sprawy. Gdy wystąpiły do sądu o odszkodowanie wybuchła afera. Wszyscy odwrócili się od Magdy. Jedynie żona szefa odwiedziła Krystynę w jej kancelarii i powiedziała, że będzie zeznawać przeciwko mężowi, bo od dawna wiedziała, co on wyprawia, prosiła tylko o dyskrecję i powołanie na świadka w ostatniej chwili.
Sprawa wciąż jest w toku. Nie wiadomo jeszcze jak się skończy, choć Krystyna jest dobrej myśli. Zresztą od wyniku zależy jej honorarium więc się stara. Umówiły się na dziesięć procent zasądzonego odszkodowania. Magda dowiedziała się, że nie jest to wygórowana stawka, więc zgodziła się. Zresztą nie stać jej było na opłacenie adwokata z góry. Jest dobrej myśli, bo nie ona sama oskarża.
Pocieszyłam ją i potrzymałam w optymistycznym nastawieniu do sprawy. Zawsze bardzo lubiłam Magdę. Nie była może najlepszą uczennicą, ale zawsze grzeczna i uprzejma, chętnie podtrzymywała kontakt już po skończeniu szkoły i często rozmawiałyśmy przy przelotnych spotkaniach.
- Musisz na bieżąco informować mnie o sprawie – powiedziałam i zapisałam na serwetce numer mojego telefonu – dzwoń o każdej porze dnia i nocy, zawsze gdy będziesz miała ochotę porozmawiać. Jestem już na emeryturze, więc mogę cię zawsze wysłuchać.
            Sprawa ciągnęła się bardzo długo, bo w kilku instancjach. Magda informowała mnie na bieżąco nie tylko przez telefon. Zaprzyjaźniłyśmy się i często odwiedzała mnie w domu, a jej dzieci zaczęły traktować mnie jak trzecią babcię. Wiele pomyj wylano na Magdę i straciła zaufanie do wielu ludzi, ale się nie ugięła i podtrzymywana na duchu przez nielicznych przyjaciół wytrwała do końca. Oczywiście wygrała.
Ja też naraziłam się wielu znajomym, za wspieranie Magdy, ale że już dawno wyniosłam się z tamtego miasteczka nie obeszło mnie to wcale. Jakoś tak w połowie sprawy zadzwoniła do mnie Tomek,  chemik  z którym pracowałam w jednej szkole. Powspominaliśmy trochę dawne dobre czasy, a na koniec rozmowy Tomek zapytał:
- Powiedz mi,  jak to jest z kobietami. Wydawałoby się, że wszystkie powinny stanąć po stronie Magdy, choćby ze względu na babską solidarność, a tym czasem większość była przeciwko niej. To kobiety najbardziej ją szkalowały i judziły przeciwko niej. Nawet najlepsze koleżanki z pracy. Gdyby to przytrafiło się facetowi, wszyscy by stanęli po jego stronie. Tego jednego nie potrafię zrozumieć.
- Nie martw się Tomeczku. – odpowiedziałam – Baby już takie są.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz