O szyby deszcz dzwoni, deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...
Jęk szklany... płacz szklany... a szyby w mgle mokną
Leopold Staff
Gdy patrzę za okno siłą rzeczy przychodzi mi do głowy powyższy wiersz Staffa. Ciemno, ponuro i deszczowo. Pododa nie uosabia zbyt radośnie, a jeszcze zaduszki i wszystkich świętych skłaniają do refleksji nad życiem i śmiercią. Wizyty na cmentarzu zmuszają do wspomnień o tych, których już nie ma pośród nas i pogrzebowy nastrój aż przytłacza do ziemi. To już nie jest mieniąca się kolorami pora babiego lata. To prawdziwa szaruga jesienna - zamglona, zapłakana i niosąca beznadzieję.
Taka pogoda nie skłania do spacerów. Siedzenie w domu mimo ciepełka i dobrej książki też jest męczące, więc człowiek sam nie wie za co się wziąć. Kiedyś, w dawnych dobrych czasach określaliśmy taką pogodę mianem gastronomicznej, ale teraz ani specjalnie nie ma z kim wypić kieliszka wina czy drinka, ani już i ochota nie ta. Najwyraźniej starzeję się i dlatego nic mi się nie chce. Poddaję się smętnemu nastrojowi jesieni i nawet marzyć o lecie nie mam ochoty. Smutek, zwątpienie i nostalgia, za nie wiadomo czym to dominujące uczucia przy tak beznadziejnej pogodzie. Może jutro coś się zmieni. Hirek pójdzie do przedszkola więc mogłabym wybrać się na spacer, ale czy będzie mi ię chciało?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz