ANKA
Autobus był jak zwykle zatłoczony. O tej porze większość
ludzi wraca z pracy i trudno o wolne miejsce.
Ance udało się wcisnąć na ostatnie wolne miejsce na końcu autobusu przy
oknie dzięki sąsiadowi, który też wracał z pracy. Z siatami pełnymi zakupów na
kolanach, zamknęła oczy i udawała, że śpi bo nie miała ochoty na rozmowę. Po
prostu chciała trochę pomyśleć, bo obiecała synom, że dzisiaj da im odpowiedź.
Musiała przemyśleć całe życie, żeby wiedzieć, że robi słusznie.
Zawsze marzyła o tym, żeby żyć inaczej niż matka. Po
śmierci ojca wyszła za mąż za pijaka i nieroba, który często ją bił i zabierała
ciężko zarobione pieniądze. Matka jeździła pracowała bardzo ciężko, ale nie
zdobyła się na to żeby zostawić domowego tyrana. Miarka się przebrała, gdy
przyłapała go jak dobierał się do starszej siostry Anki. Wtedy, mimo dość
ostrej zimy, wyrzuciła go z domu i
przestała się zamartwiać o to, że może zamarznąć. Oczywiście on jak kot spadł
na cztery łapy lokując się u koleżanki matki.
Anka obiecała sobie wtedy, że wyjdzie za mąż tylko za
faceta, który nie pije, a jeżeli takiego nie znajdzie, to raczej zostanie starą
panną niż poślubi pijaka. Gdy miała dziewiętnaście lat poznała Edka. Był
wysokim dwudziestolatkiem, zagorzałym sportowcem i wrogiem alkoholu. Znalazła
takiego mężczyzną, jakiego szukała, nic więc
dziwnego, że się w nim zakochała. Pobrali się po półtorarocznej
znajomości.
Na początku byli bardzo szczęśliwi. Edek miał dobrą pracę
i trenował w lokalnym klubie LZS-u. W niedziele chodziła na mecze i gorąco mu
kibicowała. Gdy urodzili się chłopcy zabierała ich ze sobą. Stanowili naprawdę
dobrą rodzinę i nigdy nie przypuszczała, że to może się zmienić.
Zaczęło zmieniać się powoli, na początku prawie
niedostrzegalnie. Jeszcze gdy Julka przyszła na świat nie dostrzegała czającego
się już zła. Pierwszy raz zobaczyła Edka pijanego, gdy przyjechała po nią i po
Julkę do szpitala. Potem tłumaczył się, że to z radości, bo bardzo chciała mieć
córkę. Obiecał, że to był jedyny raz i już więcej nie będzie. Wtedy jeszcze mu
wierzyła, bo nigdy do tej pory jej nie zawiódł. Wszystko wskazywało na to, że
dotrzymuje obietnicy.
Nie pokazywała się w domu
pijany przez następnych kilka lat. Wprawdzie docierały do niej plotki, że gdy
odwiedza rodziców, to pije dość dużo, ale nie chciała w to wierzyć. Fakt, że
odwiedzała rodziców dość często, tłumacząc to chorobą matki. Jej i dzieci nie
chciał ze sobą zabierać twierdząc, że matka wymaga spokoju. W tym czasie
przestał grać w piłkę, co było zrozumiałe, bo do klubu przyszli młodzi i lepsi
od niego. Zmienił też pracę na gorszą,
ale był to okres przemian ustrojowych i wiele firm, w tym Edka, po prostu
przestało istnieć. Anka znalazła pracę w Gdańsku i zarabiała więcej od męża.
Wciąż żyło im się całkiem nieźle. Mama Anki, już na emeryturze, pomagała jej przy dzieciach i wszystko mogło
zmierzać ku lepszemu gdyby nie Edek.
Najpierw zaczęła wyczuwać
od niego woń alkoholu, ale nie bywał jeszcze pijany. Tłumaczył się zawsze, że
musiał wypić z kolegami, żeby nie uważali go za pantoflarza. Tolerowała to, bo
zawsze czuł się winny z tego powodu. Potem co raz częściej zaczął wracać do
domu pijany. Już się nie tłumaczył. Gdy prosiła, żeby nie pił wyzywał ją od
najgorszych i twierdził, że to przez nią pije, bo nie daje mu swobody, bo
zmusza do pomocy w domu, bo ona więcej zarabia i w ogóle jest. Tak naprawdę to
w domu nigdy nie miała z niego wielkiego pożytku, bo gdy trenował nie mógł nic
robić, żeby nie nabawić się kontuzji, a potem już się tak przyzwyczaił do nic
nie robienia, że nawet gdy prosiła o porąbanie drewna tylko odwracał się do
niej plecami i musiała rąbać sama.
Pierwszy raz uderzył ją w
piętnastą rocznicę ślubu. Przygotowała uroczysty obiad, wystroiła się, dzieci
wyprawiła do matki i czekała na niego z prezentem. Niemalże widziała, jak wraca
do domu z wielkim bukietem kwiatów i radośnie razem świętują jubileusz. Wrócił
wieczorem solidnie pijany, ale twardo trzymający się na nogach. Nie wytrzymała
i zaczęła robić mu wymówki podniesionym głosem. Wtedy on uderzył ją w twarz i
krzyknął:
- Zamknij się kurwo.
Myślisz, że nie wiem dla kogo się tak wystroiłaś. Już dość długo mnie
oszukujesz. Ale koniec z tym, więcej na to nie pozwolę.
Posypały się na nią dalsze ciosy. Gdy chciała ukryć się w
pokoju wszedł za nią i zdarła z niej sukienkę. Wtedy też po raz pierwszy wziął
ją siłą. Dziękowała Bogu, że dzieci nie ma w domu i nie muszą na to patrzeć.
Siniaki na twarz
tłumaczyła następnego dnia tym, że się przewróciła na schodach, choć sąsiedzi
patrzyli na nią z politowaniem. Przez cienkie ściany słyszeli całą awanturę. To
był początek koszmaru. Edek nie hamował się już nawet przy dzieciach, a gdy
chłopcy usiłowali jej bronić też nieźle obrywali. Jedynie Julki nigdy nie
uderzył. Często też zmuszał ją do współżycia, twierdząc że ma do tego prawo
jako jej mąż, a ona musi się wszystkiemu poddawać. Wszelki opór tłumił pięścią
i kopniakami. Oczywiście skończyło się to ciążą. Wtedy zaczął jej wmawiać, że
go zdradziła i to nie jego dziecko. Po kolejnym biciu poroniła i odetchnęła z
ulgą, gdy lekarz powiedział jej, że już nigdy nie będzie mogła mieć dzieci.
Przez jakiś czas po poronieniu miała spokój. Widocznie Edek przestraszył się.
Może myślał, że doniesie na niego na policję, za przemoc domową.
Po kilku tygodniach koszmar
powrócił i trwa do dziś. W międzyczasie chłopcy wyrośli na dorodnych młodych
mężczyzn – silnych i wysportowanych. Wczoraj powiedzieli jej, że przy następnej
awanturze wyrzucą ojca z domu. Dość już mieli jego tyranii i znęcania się nad
wszystkimi. Właśnie o tym myślała teraz, jadąc autobusem do domu. Jak ma
zareagować, gdy do tego dojdzie. Czy jest możliwe, żeby odzyskali spokój. Czy
chłopcy dotrzymają swojej groźby. Od wczoraj, ze strachem i odrobiną
nadziei, nie może myśleć o niczym
innym.
Gdy wróciła do domu
jeszcze nikogo nie było. Szybko zrobiła obiad, bo wiedziała, że chłopcy
niedługo wrócą. Przypomniała sobie, że Julkę rano wyprawili do ciotki do
Szczecina, twierdząc, że należą się jej jakieś wakacje. O której wróci Edek nie
miała pojęcia. Bała się tego, co może
się stać. Wiedziała, że chłopcy na pewno się postawią Edkowi, ale czy dadzą
sobie radę.
Gdy wrócił siedzieli przy
telewizorze i oglądali dziennik. Oczywiście był pijany i ledwie trzymał się na
nogach.
- Dawaj obiad, kurwo! –
zawołał już od drzwi.
- Nie ruszaj się mamo. –
powiedział Romek i razem z Leszkiem wyszli do kuchni.
- Jeszcze dziś się z stąd
wyniesiesz. – powiedział Leszek do ojca – Już wszyscy mamy ciebie dosyć. Tu są
twoje rzeczy. – wskazał na stojącą na podłodze walizkę.
- Nigdzie nie pójdę,
sukinsyny. – głos Edka był donośny – To
wy się stąd wyniesiecie. To jest mój dom. Tylko nie zapomnijcie zabrać ze sobą
tej kurwy.
- Dość. – powiedział Romek i
Anka usłyszała odgłosy szarpaniny, a potem zamykania drzwi.
- Otwierajcie, chuje! – Edek
wydzierał się i walił pięściami w drzwi. Nie mógł ich otworzyć, bo chłopcy
podstawili pod nie dość ciężką szafkę z butami. – Ja wam jeszcze pokażę. Nie wyrzucicie mnie z mojego domu.
Awanturował się tak z
dobrą godzinę, aż w końcu ucichł. Romek wyjrzała przez okno i zobaczył, jak
idzie do szopki po drugiej stronie podwórka. Nie przejęli się tym, bo lato było
ciepłe i suche, więc nie narazili na szwank jego zdrowia i życia. Leszek odsuną
szafkę i wraz z Romkiem szybko i sprawnie wymienili zamek w drzwiach. Dali Ance
nowy klucz, a Leszek powiedział:
- Najgorsze za nami, mamo,
ale myślę że to jeszcze nie koniec. On
na pewno coś wymyśli.
Rano, gdy wyjeżdżali do pracy Edek jeszcze się nie
pokazał. Pewnie odsypiał wczorajszą klęskę w szopce. W pracy Anka nie
wspomniała nikomu, co się wydarzyło, nie chciała zapeszyć. Wiedziała, że
wszyscy współpracownicy współczuli jej piekła, jakie stworzył jej mąż.
Większość znała Edka od dawna i nie mieli o nim dobrego zdania. Jedna z
koleżanek tylko zauważyła, że Anka jest trochę spokojniejsza i spytała, co się
zmieniło.
- Jeszcze nie wiem, czy się
zmieniło. – odpowiedziała Anka – Jeżeli tak, to na pewno ci opowiem.
Do domu wracała z duszą na ramieniu. A jeżeli czeka na
nią pod drzwiami. Jeżeli zmusi ją by oddała mu klucze, to cały wysiłek chłopców
pójdzie na marne. Na szczęście pod drzwiami nie było nikogo. Sąsiadka z
naprzeciwka wyjrzała przez drzwi i powiedziała:
- Edek strasznie się tu
dobijał. Potem powiedział, że jedzie po policję i zmusi was, żebyście go wpuścili.
Tuż po powrocie chłopców, przyjechało dwóch policjantów i
przywieźli Edka. Anka otworzyła drzwi wszyscy weszli do środka. Chłopcy stanęli
koła Anki. Między nimi wyglądała jeszcze mniejsza niż była w rzeczywistości.
- Pani mąż przyjechał do nas
ze skargą, że wyrzuciliście go z domu.
- Tak – odpowiedział za nią
Romek – nie pozwolimy, żeby ojciec dalej znęcała się nad mamą. Przez wiele lat
biła ją i nas. Wszyscy mamy tego dosyć. Chyba należy nam się trochę spokoju.
- Ale my nie otrzymywaliśmy
wcześniej zgłoszeń o przemocy domowej. W tym mieszkaniu nie było nigdy
wcześniej interwencji.
- I tylko dlatego myli pan,
że tu się nic nie działo? – zapytała Anka
- No nie, ale jeżeli pan
Edward jest tu zameldowany, to musicie go państwo wpuścić. Takie jest prawo.
I nagle Ance przypomniało się, jak wiele razy, jeszcze
gdy było między nimi dobrze, przypominała Edkowi, że powinien się zameldować w
nowym mieszkaniu, a on nigdy nie miał na to czasu.
- A sprawdzał pan, gdzie on
jest zameldowany. – spytała policjanta z nadzieją w głosie.
- Nie. – odpowiedział
policjant – Pan Edward twierdził, że mieszka tutaj. Czy może pan pokazać nam
dowód, panie Edwardzie.
Edek zaczął przeszukiwać kieszenie w poszukiwaniu dowodu.
W końcu go znalazła i podał policjantowi. Ten otworzył, go na odpowiedniej
stronie i powiedział:
- Niestety, panie Edwardzie,
jest pan zameldowany w Krygowie, a nie tutaj. Bez zgody mieszkańców nie może
pan przebywać w tym mieszkaniu, a widzę, że nie chcą oni tu pana widzieć.
Proszę wyjść. Odwieziemy pana do miejsca zamieszkania. Do widzenia państwu. –
zasalutował Ance i jej synom.
Wciągnęło mnie opowiadanie :)
OdpowiedzUsuńMam tylko jedno, ale. Popraw literówki, szczególnie formę żeńską na męską przy Edku ;P