środa, 20 maja 2015

Bergen 10 - Wycieczka do Aurland

Jest taki stary kawał o dwóch uczniach chwalących się wakacyjną przygodą:
- Byłem z rodzicami w Indiach i karmiłem słonie. - mówi  pierwszy.
- A ja byłem w Norwegii. - chwali się drugi.
- Widziałeś fiordy?
- Fiordy jadły mi z ręki.



Postanowiliśmy więc sprawdzić, czy i nam "fiordy będą jadły z ręki". W piękną majową sobotę wyruszyliśmy na wycieczkę do Aurland, czyli tam gdzie fiordy są najpiękniejsze. Trasa była dość długa. Większość dnia spędziliśmy w samochodzie. Ponieważ było nas sześć osób Krystyna zasponsorowała wynajem samochodu. Wygodny, siedmioosobowy VW znakomicie spisał się na trasie. Tylko Jacek musiał skupić się na prowadzeniu momentami na dość trudnej trasie, ale jako kierowca też spisał się znakomicie. Jechaliśmy na początku brzegiem Hardangerfjorden, więc już od początku "fiordy jadły nam z ręki". Potem wspinaliśmy się górską serpentyną przez zasypane śniegiem tereny, by dojechać do jednego ze słynniejszych wodospadów w okolicy Bergen - Steinsdalsfossen. Nie jest to największy z norweskich wodospadów, ale można tam przejść pod spadającą wodą i oglądać świat zza firanki rozproszonych w powietrzu kropelek. Potem ruszyliśmy w kierunku Voss, niewielkiego miasteczka położonego nad jeziorem w górach. Tam mieliśmy okazję obserwować szybujących w powietrzu spadochroniarzy - było ich bardzo dużo i kolorowe czasze ich spadochronów pięknie zdobiły niebo nad górami. Widać było jak niektórzy umiejętnie wykorzystują prądy powietrzne by wzbić się wysoko w powietrze.  Z Voss wyruszyliśmy znów pod górę, by po mięciu częściowo zamarzniętego, górskiego jeziora zjechać do Gudvangen. I tu faktycznie zaparło nam dech w piersiach z wrażenia. Piękny Nearoyfjorden położony jest pomiędzy wysokimi górami. Te z lewj strony sięgają ponad 1400 m n.p.m., a te z prawej ponad 1200. Strome zbocza gór i ciemno niebieska  woda fiordu stwarzają niesamowity krajobraz. Wierzchołki górujących nad fiordem szczytów zasnute były lekką mgiełką. W takiej Norwegii można się zakochać. Z Gudvanden ruszyliśmy w kierunku Flam - trasa wiedzie przez dwa tunele. Pierwszy ma ponad 11 kilometrów, a drugi 5. Przerwa miedzy nimi jest tak krótka, że nawet człowiek nie zdąży zachwycić się widokami za oknem samochodu - a też były piękne. W Flam nad rzeką Flamselvi i fiordem jest piękna łąka, wspaniale nadająca się  na piknik. Wiele osób też tak myślało, dlatego ze względu na tłok, postanowiliśmy rozłożyć grilla po powrocie z Aurland, jeśli tam nie znajdziemy odpowiedniego miejsca. Do Aurland jedzie się brzegiem Aurlandfjorden, który podobnie jak Naeroyfjorden jest odnogą najdłuższego w Europie fiordu -Sognefjorden.  Aurland to niewielka miejscowość wciśnięta pomiędzy góry a fiord. Podobnie jak do Gudvangen i Flam można tu dotrzeć promem. Jest to podobno jedna z najbardziej niesamowitych wycieczek, ale tym razem musieliśmy z niej zrezygnować. Mam nadzieję, że uda mi się kiedyś zaliczyć tą trasę. Nad brzegiem fiordu w Aurland jest wytyczone kąpielisko - prawie kolista, sztuczna zatoczka odcięta niewielka tamą od wód fiordu. Myśleliśmy o pikniku nad tą zatoczką, ale miejsce nie było tak urocze jak rozległa łąka w Flam, więc obfotografowawszy miasteczko, góry i fiord ruszyliśmy w drogę powrotną. Pikniku najbardziej dopominała się Jadzia, sprawiliśmy więc jej tą przyjemność. Obok miejsca piknikowania był plac zabaw więc gdy dorośli zajęci byli szykowaniem grilla dzieci korzystały do woli z ustawionych tam urządzeń. Piknik skończył się, gdy słońce schowało się za górujące nad Flam szczyty i zrobiło się przejmująco zimno. Jeszcze raz poprzez tunele, piękne Gudvangen i Voss ruszyliśmy do Bergen. Od Voss jechaliśmy inną trasą "karmiąc" kolejny fiord. Do domu wróciliśmy już po zachodzie słońca. 

Wyruszamy ku wschodzącemu słońcu. Fiordy będą nam towarzyszyć przez cały dzień.

Woda i ośnieżone góry - oto piękno norweskich krajobrazów.

W Norwegii za każdym zakrętem można spodziewać się wodospadu. Niektóre są naprawdę imponujące.

Przed nami ośnieżone góry - musimy przez nie przejechać by dotrzeć do Voss.

Śniegu było jeszcze tyle, że szlaki narciarskie były wyraźnie widoczne, a na nich pojedynczy biegacze.

Śniegu leżało w górach jeszcze ponad metr.

Przed nami górska serpentyna. Za barierką stroma przepaść.

Góry za przepaścią są imponujące.

Wąski wodospad chowa się w połowie zbocza.

Steinsdalsfossen i infrastruktura turystyczna obok.

Wodospad w całej okazałości - na dole krople wody tworzą tęczę.

Pod spadającą wodą jest wygodna ścieżka zbudowana specjalnie dla turystów.

Krajobraz zza wodospadu.

Skała, woda i słońce.

Rozproszone w powietrzu krople wody są jak firanka.

Takich kościołów w Norwegii jest mnóstwo.

Ruszamy w kierunku Voss - znów woda i góry towarzyszą nam w drodze.

W górach mimo początku maja mnóstwo śniegu.

Tą górę mogliśmy obserwować z trzech stron.

Zjeżdżamy do Voss - most na zwężenie Jeziora Vangsvatnet.

Na brzegu widać już Voss.

Jezioro jest żeglowne.

Jak wszędzie i nad Voss dominują góry.

Kolorowe czasze spadochronów zdobiły niebo nad Voss.

Powyżej Voss jechaliśmy brzegiem częściowo zamarzniętego jeziora.

Jest to Jezioro Lonavatnet.

Zjeżdżając w kierunku Gudvangen zrobiliśmy mały postój obok niewielkiego kempingu. W wąskiej górskiej dolinie małe drewniane domki przeznaczone są głownie dla wędkarzy korzystających z zasobów pobliskiej, rwącej rzeki.

Nasz wehikuł na tle wysokich gór.
Jeszcze jeden wodospad przykuł moja uwagę, gdy wysiadłam z samochodu w Gudvangen.We 

W Gudnangen nawet sklepiku z pamiątkami pilnuje Wiking.

Ten Wiking nie oparł się próbie czasu.

Naeroyfjorden w pełnej krasie.  Na zboczu lewej obowiązkowy w Norwegii wodospad.

Niewielka miejscowość nad Naeroyfjorden roi się od Wikingów.

Fiord leży na poziomie morza, a otaczające go góry sięgają pond tysiąc metrów.

Między zboczami gór wije się fiord, po którym kursują promy.

Z lewej strony Naeroyfjorden sięgający ponad 1400 m n.p.m. szczyn przypomina alpejski Matterhorn.

Góry po prawej stronie fiordu też są imponujące. 

Flam - piękna łąka nad rzeką i fiordem kusi do piknikowania.
Aż do Flam dopływają promy turystyczne. Ten dogonimy w Aurland.



Aurland - do portu wpływają dwa promy. Ten z tyły widzieliśmy w Flam. Podobno te widok zainspirował twórców filmu "Frozen".

Pomiędzy fiord i góry w Aurland pięknie wkomponowano drewniane domki.

Wysopkie i strome szczyty stanowią piękną oprawę dla fiordu.

Góry sięgają około 1200 m n.p.m.. Powyżej linii lasów strome urwiska skalne, a na wierzchołkach snieg.

Nad miasteczkiem również dominują wysokie szczyty. Po prawej widoczne niewielkie kąpielisko w owalnej, sztucznej zatoczce. Pewnie woda nagrzewa się w nim znacznie szybciej niż w fiordzie.

Imponujące urwiska skalne niemalze przytłaczają ustawione pod nimi domy.

Piękno fiordu wymaga utrwalenia, nawet przez szybę samochodu.

Woda wydaje się być zielona.

Piknik nad Flamselvi.

Słońce chowa się za szczyty gór - czas kończyć piknikowanie.

Przed nami droga w kierunku tunelu i do domu. Żegnamy góry dominujące nad Flam.

I tu wypatrzyłam wodospad.

Po drodze zatrzymujemy się na chwilę nad pięknym jeziorem. 

Nad fiordem zachodzi słońce.

Góry to juz tylko czarne sylwetki.

Piękny, wiszący most nad fiordem mijamy z boku.

Z tym karmieniem fiordów to nie do końca fikcja. Jest norweska rasa niewielkich koni o nazwie fiord, więc można naprawdę karmić fiordy.


Te fiordy rzeczywiście jedzą z rąk. Zdjęcie zrobiła Bożena w Skansenie w Oslo w 2012 roku.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz