niedziela, 17 maja 2015

Bergen 9 - Z Urliken na Floyen

Trasa naszej wędrówki.
W ostatnim dniu kwietnia korzystając z niezłej pogody postanowiłyśmy z Krystyną przejść z Uliken na Floyen. Na Urliken wjechałyśmy napowietrzną kolejka linową. Lidzie obsługujący kolejkę ostrzegali nas przed możliwością załamania pogody i doradzali krótsza trasę. Ta, którą wybrałyśmy wytrawnemu turyście powinna zająć cztery godziny. Ponieważ ja nie jestem wytrawnym turystą, a na wędrówkę po górach wybieram się sporadycznie przejście całej tarasy zajęło nam około sześciu godzin. Na szlaku nie było zbyt trudno, choć w dwóch miejscach było bardzo strome zejście, potem równie strome podejście pod górę. Pierwsze pomiędzy Storfjellet a Vardegga, a drugie pomiędzy Vardegga a Jordalsskaret choć podejście na to ostatnie było już znacznie łagodniejsze, gdyż trawersowało zbocze nad wyskogórskim jeziorkiem. Zejście ze Stofjellet było nie tylko strome, ale i pokryte gruba warstwą śniegu, więc doszłam do wniosku, że bezpieczniej będzie zjechać  na tyłku niż ryzykować przypadkowy i niekontrolowany zjazd. Dzięki nieprzemakalnym spodniom pożyczonym od Zosi zjazd udał się znakomicie i pozostało mi tylko strome podejście na Varegga. Większość trasy wiedzie wąską kamienistą ścieżką przecinającą gdzie nie gdzie podmokłe torfowiska. Skutkowało to zupełnie przemoczonymi butami - niestety moje "ogólnowojskowe", bo kupione na wyprzedaży mienia wojskowego, adidasy nie bardzo nadają się na takie wędrówki.   Po obejściu prawie wkoło Jordalsskaret pozostało nam tylko wejście równą , wysypana żużlem serpentyna prawie na szczyt Rudemanen, a potem zejście szeroką trasą dla biegaczy narciarskich do górnej stacji kolejki na Floyen.  Wrażenia z wędrówki  są nie zapomniane - piękne góry, rozległe widoki, górskie jeziorka i krajobraz zupełnie inny niż w naszych górach na wysokości około 600 m n.p.m.. Skały porośnięte mchem i porostami, pożółkłe trawy, nieliczne drzewa - wszystko to daje wrażenie pustki, zwłaszcza, że niewielu ludzi spotyka się na trasie. Jednakże najważniejsza jest satysfakcja, ze zgodnie z przewidywaniami dałam radę, mimo że niby szłam z Krystyna , ale trochę tak jakby sama,  bo moja siostra rwała do przodu i stale szła jakieś sto, dwieście metrów przede mną. Momentami w ogóle ginęła mi z oczu, tak że byłam sam na sam z górami.
Na Urliken jedziemy kolejką. Tak wcześnie rano jesteśmy jesteśmy jedynymi pasażerami.

Rzut oka na Bergen z okna kolejki.

Wyruszamy na szlak. Dobrze wydeptana ścieżka prowadzi nas do celu.

Musimy dojść tam gdzie widoczna w oddali wież i obok niej zejść do stacji kolejki na Floyen. Niestety nie da się iść prosto -trzeba szerokim łukiem obejść głęboką dolinę pomiędzy górami.

Gdzie nie gdzie widać samotne domki zwane tu "hytami"

Wieża i górna stacja na Urliken jeszcze są widoczne za nami.

Górskie jeziorka urozmaicają krajobraz. W dole we mgle majaczy Bergen.

Zieleń nielicznych drzew cieszy oko.

Szarożółte mchy i porosty, szare skały i biel śniegu to dominujące barwy płaskowyżu po którym wędrujemy.

Mimo niezmienności bar krajobraz nie jest monotonny. Ścieżka na przemian wspina się pod górę lub opada w dól.

Momentami góry przesłaniały wirujące w powietrzu płatki śniegu.

Drogowskazy były widoczne z daleka dzięki ułożonym z kamieni pachołkom.

Z boku widoczne były dalekie, ośnieżone szczyty.

Mimo wrażenie bliskości do tamtych gór chyba nie dałoby się dojść w ciągu jednego dnia, zwłaszcza że odziele je od nas głeboka dolina.

Tylko pozornie łączą się one z płaskowyżem po którym idziemy.

W rzeczywistości między nami a tamtymi, ośnieżonymi górami jest dość duży dystans.

Urliken stromym zboczem opada ku dolinie,  którą musimy obejść dookoła.

Widok na Bergen i liczne otaczające je wyspy. Mimo niezbyt dobrej pogody widać  rozległą panoramę miasta.

Każde zejście ze szlaku może skończyć się na urwisku. 

Pomiędzy zboczami Urliken i Floyen kryje się jezioro Swartediket.


Urliken już daleko za nami. Wieża na przy stacji kolejki ledwie jest już widoczna.

Jeziorko po lewej stronie jest co najmniej 150 metrów poniżej ścieżki.

Oba jeziora dzieli różnica wysokości prawie 90 metrów. Musimy zejść stromą ścieżką do mostku przy górnej krawędzi wodospadu. Potem już tylko trawersem wokół dominującego  nad jeziorami wzgórz i najtrudniejsza część  wędrówki będzie za nami.

Widoki z góry zapierają dech w piersi.

W dolinach mieszkają ludzie, w górze pustki. 

Takich drogowskazów niewiele spotyka się na szlaku.

Widok z góry jest fascynujący, a jeszcze ta satysfakcja, że mogę go oglądać.  

Znów trzeba będzie iść po górę. Widoki to nagroda za wysiłek.

Znów widać Urliken, czyli punkt wyjścia.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz