W październiku 1974 roku grupa młodych ludzi rozpoczęła studia na nowym kierunku UG - oceanografii. Dzielili się na fizycznych i biologicznych. Fizycznych był jeszcze rocznik przejściowy - tych, co skończyli pierwszy rok na geografii i rozpoczęli studia oceanograficzne. Przeczytane lektury, niejasne wyobrażenia i magia morza przyciągnęła wszystkich do Gdańska. Wbrew założeniom organizatorów kierunku studiów w roczniku 1974 dominowały dziewczyny. Flagowa jednostka Uniwersytetu czyli "Oceanograf -1" był niezbyt dużą, metalową balią o dużej morskiej dzielności. Studenci niewiele korzystali z przyjemności pływania na nim. Służył raczej naukowcom z Instytutu Oceanografi do prowadzenia badań na Zatoce Gdańskiej. Raczej nie wypływał nigdzie dalej. Oczywiście nieliczne okazje wejścia na pokład należało
Pierwszy rok to był okres wzajemnego poznawania się. Ci z akademika poznali się szybciej czemu sprzyjały kontakty w czasie wolnym i wspólne dojazdy na zajęcia. W tamtych czasach nie było już podziału akademików na męskie i żeńskie, więc szybko znaliśmy wszystkich oceanografów mieszkających w akademiku. Niektórzy wyróżniali się z tłumu, jak np. Alek, który całą zimę nie nosił rękawiczek, a założył je wiosną by czas ich noszenia był stały. Alek zawsze prosił, by obudzić go na zajęcia. Gdy wchodziliśmy do jego pokoju, aby spełnić tą prośbę wstawał i przekonywał, że jest już obudzony. Potem zjawiał się na zajęciach z kolosalnym spóźnieniem i pretensjami, że nikt go nie obudził. Na pewno w pamięci każdego z nas jest jakiś specjalny kącik dla Alka. Po pierwszym roku w wakacje wypłynął w rejs na "Janosiku" i niestety wraz z całą załogą i jachtem zaginął.
Szefem wszystkich szefów, czyli gospodarzem grupy został Jurek. Widocznie szefowanie ma we krwi, bo i na Uczelni przez jakiś czas szefował nie tylko oceanografom. Świetnie znajdował się w swojej roli i potrafił wszystko załatwić. W czasach kartek na cukier rozprowadzał je w całej grupie. Gdy trzeba było coś z lekka przestawić w planie zajęć Jurek zawsze wiedział, jak to zrobić, choć możliwości nie było zbyt dużo.
Po pierwszym roku zaliczyliśmy wycieczkę geologiczną, o której pisałam już na tym forum. Można przeczytać o niej odszukując odpowiedniego posta. Drugi rok w większości upłynął nam pod znakiem remontu i przygotowania do żeglugi "Swarożyca". O tym rejsie też już pisała, więc tu tylko przedstawię zdjęcia. Część z nich dostałam od Basi, a resztę zeskanowałam i trochę poprawiłam w odpowiednim programie. Może nie są rewelacyjne, ale oddają klimat tamtych czasów i tamtego rejsu i nie tylko.
Rejs nie był jedynym ciekawym wydarzeniem w czasie studiów, choć na pewno na dobre zapisał się w pamięci wszystkich uczestników. Byli tam z nami nie tylko oceanografowie. Tych innych reprezentował kapitan, pierwszy - Lech Albrecht (niestety żyje już tylko w naszej pamięci) oraz Klimek. Ten ostatni pastwił się nad nami na tysięcznej mili organizując chrzest wszystkim neofitom.
Wakacje często spędzaliśmy na obozach naukowych nad Zatoką Pucką. Prowadziliśmy wtedy różne badania z pełnym zaangażowaniem i poświęceniem.
Nie wiem, co mierzy tu Halinka, ale na sam widok dostaję gęsiej skórki. Musiało być dość zimno, skoro założyła kurtkę, ale mimo to weszła do wody i pracuje. Traktowaliśmy wtedy nasze badania szalenie poważnie. Każdy pomiar wilgotności, każda próbka wody czy planktonu była szalenie ważna i traktowana z najwyższą uwagą. Nie wiem czy ktoś kiedyś wykorzystał naszą pracę, ale my byliśmy szalenie dumni, że uczestniczymy w poznawaniu tajemnic "Pucyfiku". Niesamowite były też obozy zimowe. Nie przeszkadzał man mróz i ryzyko - wyruszaliśmy z saniami na lód przykrywający Zatokę, robiliśmy przeręble, mierzyliśmy grubość lodu, temperaturę wody na różnych głębokościch i czuliśmy się niemalże pionierami zimowych badań na Zatoce Puckiej.
Byliśmy wtedy "piękni dwudziestoletni". Cały świat i całe życie było przed nami. Nie wszyscy zostaliśmy oceanografami w życiu po studenckim, ale na pewno studia wniosły w nas nowe jakości i inne spojrzenie na świat. Obojętnie. gdzie później znaleźliśmy pracę chyba wszyscy z sentymentem wspominamy studenckie czasy i zalety studiowania w małej grupie. Poznaliśmy się dobrze i nie mamy problemy z ropoznaniem kolegów ze studiów.
Szefem wszystkich szefów, czyli gospodarzem grupy został Jurek. Widocznie szefowanie ma we krwi, bo i na Uczelni przez jakiś czas szefował nie tylko oceanografom. Świetnie znajdował się w swojej roli i potrafił wszystko załatwić. W czasach kartek na cukier rozprowadzał je w całej grupie. Gdy trzeba było coś z lekka przestawić w planie zajęć Jurek zawsze wiedział, jak to zrobić, choć możliwości nie było zbyt dużo.
Po pierwszym roku zaliczyliśmy wycieczkę geologiczną, o której pisałam już na tym forum. Można przeczytać o niej odszukując odpowiedniego posta. Drugi rok w większości upłynął nam pod znakiem remontu i przygotowania do żeglugi "Swarożyca". O tym rejsie też już pisała, więc tu tylko przedstawię zdjęcia. Część z nich dostałam od Basi, a resztę zeskanowałam i trochę poprawiłam w odpowiednim programie. Może nie są rewelacyjne, ale oddają klimat tamtych czasów i tamtego rejsu i nie tylko.
Ulka przymierza się do obserwacji. |
Basia przy pracach porządkowych. |
Płyniemy. |
Roman wtedy zwany Karolem jak zawsze uśmiechnięty. |
Pokład musi być czysty. |
Za sterem jest się ważną osobą. |
Ciekawe co przed nami. |
Mimo lata nie zawsze było ciepło. |
Alek odszedł jako pierwszy. |
Dwaj piraci. |
Namiary to ważna czynność w czasie żeglugi. |
Roman prowadził swoje badania meteorologiczne. |
Praca sternika czasami bywa nudna, ale Leszek nie zasypia za sterem |
Chciało by się sparafrazować Norwida: Dokąd cieniu odszedłeś ...? |
A my wciąż płyniemy. |
Nie przeszkadza nam fala przelewająca się przez pokład. |
Roman wciąż wytrwale prowadzi badania. |
"A morza dookoła co raz więcej" |
W Leningradzie (Sankt Petersburgu) zwiedzamy i zaopatrujemy się w pamiątki. |
A pamiątki bywają różne. |
W Tallinnie też zwiedzamy. |
Rejs nie był jedynym ciekawym wydarzeniem w czasie studiów, choć na pewno na dobre zapisał się w pamięci wszystkich uczestników. Byli tam z nami nie tylko oceanografowie. Tych innych reprezentował kapitan, pierwszy - Lech Albrecht (niestety żyje już tylko w naszej pamięci) oraz Klimek. Ten ostatni pastwił się nad nami na tysięcznej mili organizując chrzest wszystkim neofitom.
Wakacje często spędzaliśmy na obozach naukowych nad Zatoką Pucką. Prowadziliśmy wtedy różne badania z pełnym zaangażowaniem i poświęceniem.
Nie wiem, co mierzy tu Halinka, ale na sam widok dostaję gęsiej skórki. Musiało być dość zimno, skoro założyła kurtkę, ale mimo to weszła do wody i pracuje. Traktowaliśmy wtedy nasze badania szalenie poważnie. Każdy pomiar wilgotności, każda próbka wody czy planktonu była szalenie ważna i traktowana z najwyższą uwagą. Nie wiem czy ktoś kiedyś wykorzystał naszą pracę, ale my byliśmy szalenie dumni, że uczestniczymy w poznawaniu tajemnic "Pucyfiku". Niesamowite były też obozy zimowe. Nie przeszkadzał man mróz i ryzyko - wyruszaliśmy z saniami na lód przykrywający Zatokę, robiliśmy przeręble, mierzyliśmy grubość lodu, temperaturę wody na różnych głębokościch i czuliśmy się niemalże pionierami zimowych badań na Zatoce Puckiej.
Byliśmy wtedy "piękni dwudziestoletni". Cały świat i całe życie było przed nami. Nie wszyscy zostaliśmy oceanografami w życiu po studenckim, ale na pewno studia wniosły w nas nowe jakości i inne spojrzenie na świat. Obojętnie. gdzie później znaleźliśmy pracę chyba wszyscy z sentymentem wspominamy studenckie czasy i zalety studiowania w małej grupie. Poznaliśmy się dobrze i nie mamy problemy z ropoznaniem kolegów ze studiów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz