niedziela, 4 sierpnia 2013

Ble...ble...ble..

Od kilku dni mamy problemy z internetem. Muli strasznie i trudno połączyć się z jakąkolwiek stroną. I tu przychodzi czas na refleksję. Kiedyś obywałam się bez internetu, komputer to była wielka nieosiągalna dla przeciętnego człowieka maszyna, a grywało się co najwyżej w brydża lub remika i dla rozrywki układało puzle. Był wtedy czas na czytanie i oglądanie TV. Oczywiście nie mówię, że wtedy było lepiej - było inaczej. Chyba mniej byliśmy uzależnieni od elektroniki, po jej po prostu nie było. Dziś dla wielu brak dostępu do internetu, to tragedia, a niemożność uprawiania wirtualnej farmy, czy budowy wirtualnego państwa to klęska żywiołowa. 
Ja też jestem maniakiem komputerowym, ale czasami tęsknię za "dawnymi dobrymi czasami", gdy nie było komputerów. Oczywiście bardziej tęsknię za nimi, bo były to czasy mojej młodości "górnej i chmurnej". Inaczej wtedy patrzyłam na świat, nie dlatego, że nie miałam komputera, ale dlatego, że byłam młoda i wszystko miałam przed sobą. Pewnie większość tych wspominających "stare, dobre czasy" kieruje się tym samym motywem, ale nie chce się do tego przyznać. Stąd narzekania na zepsucie i ułomność chwili obecnej. Ludzie zapominają, że natura człowieka się nie zmienia, zmieniają się tylko jego możliwości.
Obecnie nie wyobrażam sobie spędzania wolnego czasu bez komputera. Uwielbiam grać w gry komputerowe, a kilka z nich są stałym elementem spędzania przeze mnie wolnego czasu. Jedynie zauważyłam, że po operacji i niejako otarciu się o niebezpieczną chorobę trochę inaczej podchodzę do życia. Teraz wiem, że tylko szybkiemu wykryciu choroby skończyło się wszystko tylko operacją. Wiele kobiet przez własne zaniedbanie i zbyt późne zgłoszenie się do lekarz przepłaca ją życiem. Dzięki temu, że tak ładnie wywinęłam się długiemu leczeniu, inaczej spojrzałam na życie i choć nadal tkwię przy komputerze korzystam też z innych dobrodziejstw
 życia. Znacznie częściej spędzam czas na spacerach, nie przejmuję się, niedoskonałościami swojego ciała i korzystam w większej mierze z życia. Szczęśliwa byłam żeglując z Jackiem na Omedze, z przyjemnością pokąpałam się w morzu i już marzę o wyjeździe do Prowansji w przyszłym roku. Wierzę, że uda mi się odłożyć tyle kasy, żeby było to możliwe. A nawet jeśli się nie uda, to na pewno znajdę sobie coś innego na "otarcie łez". na pewno nie popadnę w marazm i rutynę siedzącej w domu emerytki.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz