czwartek, 3 września 2015

Po urlopie

Skończył się wakacje czas więc skończyć blogowy urlop. Od ostatniego wpisu po raz kolejny zostałam babcią. W związku z tym dokonaliśmy całkowitego przemeblowania w domu. Młodzi zajęli pokoje, które dotychczas przynajmniej teoretycznie należały do mnie i do Gienka, a ja przeszłam do ich pokoju. Jestem teraz na własnych włościach, choć mimowolnie nasuwa się refleksja, że Gienek odszedł, by zrobić miejsce kolejnemu pokoleniu - w lipcu urodził się Maciek. Na przeprowadzce zyskaliśmy wszyscy - Hirek i Maciek mają oddzielny pokój, Basia z Łukaszem mają więcej miejsca, a ja nie mieszkam już w przestrzeni wspólnej. Sama świadomość, że gdy będę chciała mogę zamknąć drzwi i odizolować się od reszty domowników jest bardzo krzepiąca. Czasami, gdy za oknem widzę przelatującego motyla przypominam sobie cytrynka z pogrzebu  i wbrew racjonalnemu myśleniu, zastanawiam się, czy to nie Gienek przyleciał skontrolować sytuację. Już przywykłam do tego, że go nie ma, ale jednak ciągle czegoś brakuje. Dobrze zrobiły mi kwietniowo-majowe wojaże. Pozwoliły oderwać się myślami od tego, że zostałam sama. Potem przemeblowanie i częściowy remont w domu, narodziny Maćka i wszystkie zmiany odciągają myśli od żałoby, ale każda wizyta na cmentarzu przywodzi wspomnienia. Nie afiszuję się z moim smutkiem i nie noszę żałoby, bo nie cierpię ubierać się na czarno, ale to nie znaczy, że zapomniałam i nie odczuwa żalu. Nie miałam czasu na przygotowanie się na odejście Giena i teraz wciąż myślę o tym, czego sobie nie powiedzieliśmy, a co należało powiedzieć. Trudno stało się i trzeba  żyć dalej. Może nie jestem, jak mój hibiskus, który odrodził się niemalże, jak feniks z popiołów po całkowitym spisaniu go na straty, ale staram się iść na przód i nie zapominając o tym, co minęło. 
Wspomniany hibiskus był już zupełnie suchy, bo zdecydowanie zaszkodził mu remont mieszkania więc wyniosłam, go przed dom z myślą o wyrzuceniu go na śmietnik. Stał tak z miesiąc demonstrując kilka smętnych, uschniętych liści. Pod koniec lipca przyszła burza i dwa dni później mój hibiskus obsypał się mnóstwem młodych, intensywnie zielonych listków. Przyniosłam więc go do domu i znalazłam mu miejsce na komodzie. Dziś nie ma śladu po smętnie suchych badylach. Ostatnio wypuścił mnóstwo pączków kwiatowych i zaczynają pojawiać się piękne czerwone kwiaty. Chińskie róże dobrze czują się w naszym domu, więc i ten "feniks" pewnie przypomniał sobie, że o niego dbałam i postanowił powrócić do pełnej świetności. Oczywiście dostał odpowiednią dawkę nawozów, a po przekwitnięciu zostanie starannie przycięty, żeby jeszcze długo mógł mnie cieszyć pięknymi kwiatami.






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz